Wpisy otagowane jako 1914

Ból jako barometr

23 września 2011

Ból barometrem

Jeżeli was nagle zaczyna boleć ząb, noga lub dawno zabliźniona rana, albo jeżeli bez żadnego powodu „odzywa” się wasz reumatyzm i dolegają odciski, nie martwcie się tem, proszę, szanowni czytelnicy, ale wiedzcie, że oto dobrotliwe nieba obdarzyły was nieomylnym barometrem, który w tej chwili właśnie funkcyonuje, przepowiadając wam zmianę pogody. Zjawisko, że ból jest zapowiedzią zmian atmosferycznych, znane i obserwowane od dawna wśród laików i domorosłych znachorów, zostało obecnie stwierdzone naukowo, jakkolwiek brak jeszcze objaśnienia jego istoty. Oto amerykański chirurg Mitschel, zatrudniony przy jednym z wielkich szpitali wojskowych, miał zwyczaj opiekować się swymi pacyentami i po wyjściu ich z leczenia i utrzymywać z nimi korespondencye. Pewnego dnia dostał on kilka listów z Kalifornii od żołnierzy z zawiadomieniem, że zagojone rany zaczęły im nagle dotkliwie, dolegać. Po upływie dwóch dni dostał kilka takich samych listów z Deuvern, a znowu po upływie dwu dni z Chicago. Z równoczesności objawu w pewnych okolicach wnosił Mitschel, że spowodowane one są wspólną przyczyną i porozumiawszy się ze stacyami meteorologicznymi, stwierdził, że „fali bólu” towarzyszyła postępująca od zachodu na wschód fala barometrycznego ciśnienia, wraz z deszczem lub śnieżycą. Zgodność była zawsze bardzo ścisła, „obszar bólu” jednak był o wiele większy od obszaru depresyi barometrycznej. Wszyscy zranieni już na kilka dni przed deszczem odczuwali wznowienie się bólu. Mitschel, stwierdził ponadto, że zmiany meteorologiczne wywierają też wpływ niekorzystny na osoby, dotknięte chorobą św. Wita, albo skłonne do apopleksyi. Istotnie ataki apoplektyczne i napady choroby św. Wita występują częściej, gdy barometr wykazuje zwiększone ciśnienie powietrza.

H. B.

„Głos Rzeszowski” z 28 czerwca 1914

Jak się jadało dawniej, a jak teraz

23 września 2011

Jak się jadało dawniej, a jak teraz.

„Czy jadamy obecnie lepiej, niż dawniej? – oto pytanie, jakie stawia Claude w jednym z artykułów francuskiej „Revue”, i na które ten sam autor odpowiada twierdząco. Istotnie sztuka kulinarna posunęła się znacznie naprzód w ostatnich czasach, a przodkowie nasi nie mieli pojęcia o wielu znakomitych rzeczach, które stanowią codzienną przyprawę wszystkich potraw, innych zaś musieli się wyrzekać ze względów oszczędnościowych. Że do tych właśnie należały i ziemniaki, musi nam się wydać najbardziej dziwne. Cenę soli podbito za pomocą ceł, cukier był dostępny tylko dla bogatych, a wyroby cukrowe jeszcze na początku 19 wieku sprzedawano tylko w aptekach. A już Krezusem trzeba było być, żeby sobie pozwolić na używanie korzeni, jeżeli funt szafranu kosztował 800 marek, a pieprz, cynamon, gałka muszkatułowa, goździki, imbir nie o wiele były tańsze. Z jarzyn uznano tylko dwa lub trzy gatunki, z których najpopularniejszą była fasola, wyparta dopiero przez kartofle.

Chleb biały był w owych czasach zupełnie nieznany, jadano chleb gruby i zanieczyszczony starem ziarnem, gdyż mąka, jakiej używamy obecnie do wypiekania „chleba powszedniego” jest zdobyczą nowoczesnej techniki młynarskiej. Masło; „deserowe” t. zn. świeże, było rzadkim przysmakiem, a i mleko nie odgrywało tak ważnej roli w odżywianiu, zwłaszcza ludności miejskiej, jak teraz. Co do mięsa, to zdaje się, że Claude trochę pesymistycznie patrzy na uczty naszych przodków, twierdząc, że mięso to było łykowate, twarde i niesmaczne, bo nie znano sztuki hodowli drobiu i opasania bydła, a zwierzynę strzelano bez wyboru. To prawda, ale zwierzyna ta, wobec obfitości pożywienia w gęstych i nieprzetrzebionych lasach, musiała być tłusta i liczna, a to samo można powiedzieć o bydle domowem, które wszędzie znajdowało dostateczna dla siebie paszę i nie potrzebowało być specyalnie tuczone,

Natomiast zgodzić się można z autorem co do tego, że ówczesny stół biesiadny wraz z zasiadającymi dokoła niego biesiadnikami, nie bardzo ponętny przedstawiałby widok dla nas, „obarczonych” wymogami hygieny, estetyki itp. Porcelana i szkło były wówczas nieznane, a kto nie miał naczynia złotego lub srebrnego, posługiwał się drewnianem lub cynowem, które nie łatwo dawało się oczyścić. Serwety należały do rzadkości, widelce i noże jeszcze przez Saint Simona uważane były za godny napiętnowania zbytek, a ogryzione kości rzucano poprostu… pod stół.

W porównaniu z tem, zasiadające dziś do stołu w pierwszej lepszej restauracyi towarzystwo, jest szczytem elegancji i dobrego tonu.

H. B.

„Głos Rzeszowski” z 28 czerwca 1914

Polacy w kraju góralów czeskich

14 listopada 2009

Polacy w kraju góralów czeskich.

W najbardziej na zachód wysuniętej części Czech jest kraj, od wieków zamieszkały przez Czechów (po czesku t. zw. chodów, to jest Czechów rodzimych niejako górali, którzy zachowali najbardziej typ ludowy czeski), dotąd najwierniej ze wszystkich krajów czeskich obstawający przy swych tradycyach narodowych, przy swych zwyczajach i strojach narodowych. Chodowie ci utrzymali cały stary typ słowiański i osiedleni są przy samej granicy bawarskiej, której zawsze z zapałem wprost przysłowiowym bronili przed najazdami Niemców. W literaturze czeskiej uwiecznił ich boje narodowe w obronie Czech najlepiej ich narodowy powieściopisarz Al. Jirasek w powieści „Psohlawcy” (Chodowie mają w znaku, herbie, głowę psa, ztąd tytuł powieści), wydanej po czesku w 27 wydaniach a dwa razy przetłumaczona już też na język polski. Jest to dzisiaj najbardziej rozpowszechniona książka czeska. Chodowie do dziś dnia noszą jeszcze swój stary barwny krój narodowy a kraj ich corocznie w porze letniej jest celem, wycieczek turystów francuskich, włoskich, szwajcarskich, angielskich i niemieckich. Do tego kraju przybyło teraz także kilka tysięcy uciekinierów polskich z Galicyi. Przyjmowano ich tam ze starą gościnnością słowiańska i zaraz też założono dla dzieci ich dwie szkoły polskie.

„Dziennik Poznański” z 10 grudnia 1914

C.K. sądy doraźne

14 listopada 2009

Ogłoszenie sądów doraźnych.

„Gazeta Lwowska” ogłasza następujące obwieszczenie:

C. i k. naczelny komendant armii zarządził rozkazem z 3. sierpnia br. na podstawie paragrafu 481 wojskowej procedury karnej odnośnie do wszystkich osób, podlegających sądownictwu wojskowemu w obrębie armii w polu wprowadzenie postępowania doraźnego co do następujących zbrodni:
1) zbrodnia buntu, 2) zbrodnia dezercyi, 3) zbrodnia uwiedzenia lub dania pomocy do naruszenia zaprzysiężonego obowiązku służby wojskowej, 4) zbrodnia rozruchu, 5) zbrodnia nieuprawnionego werbowania, 6) zbrodnia szpiegostwa i innych zbrodniczych działań przeciw sile zbrojnej państwa, 7) zbrodnia zdrady stanu, 8) zbrodnia obrazy majestatu, 9) zbrodnia zaburzenia pokoju publicznego, 10) zbrodnia powstania, 11) zbrodnie: morderstwa, zabójstwa, ciężkiego uszkodzenia ciała i rabunku, jeżeli te czyny karygodne popełniły osoby, nie należące do własnej siły zbrojnej na osobach, będących w czynnej służbie wojska, marynarki wojennej, obrony krajowej, pospolitego ruszenia, na organach żandarmeryi polnej lub na innych osobach, należących do związku żandarmeryi, o ile te ostatnie stoją w wojskowo zorganizowanej służbie zabezpieczenia kolei żelaznych lub telegrafu (telefonu) lub w wojskowo zorganizowanej służbie zabezpieczenia granic (brzegów morskich), 12) zbrodnia gwałtu publicznego przez złośliwe uszkodzenie kolei itd., 13) zbrodnia gwałtu publicznego przez złośliwe działanie lub zaniechanie wśród szczególnie niebezpiecznych okoliczności, 14) zbrodnia gwałtu publicznego w §§ 362 1564 wojskowej ustawy karnej w innych przypadkach niewymienionych w punktach 12, 13 i 14, jeżeli czynu karygodnego dopuszczono się na własności skarbu wojskowego lub obrony krajowej albo na rzeczach, których zarząd lab ruch sprawuje skarb wojskowy lub obrona krajowa.

„Głos Rzeszowski” z 15 sierpnia 1914

Problemy z brakiem drobnej monety

14 listopada 2009

Brak drobnej monety jeszcze ciągle daje się dotkliwie odczuwać. Nawet w wielkich sklepach żądają z góry płacenia drobną monetą za towar, a jeśli kto nie ma drobnych, nie dostanie towaru.

Publiczność powinna poczuwać się do obywatelskiego obowiązku i zaniechać chowania drobnej monety. W ostatnich dniach bank austro-wegierski wydał olbrzymią ilość monet, które powinny być w obiegu, zwłaszcza, że żołnierze czynią ciągle zakupy i płacą drobną monetą.

Na jakie przykrości i straty materyalne narażony jest niejeden przez to, niech posłuży choćby tylko ten jeden fakt: p. S. chcąc kupić marki do ekspedycyi gazety, przez dwa dni posyłał po nie na pocztę z 20 kor., nie posiadając innej monety. Nie otrzymał jednak marek, gdyż na poczcie albo w rzeczywistości nie posiadają drobnej monety – lub też nie chcą wydawać. Chodząc więc bezskutecznie prawie po wszystkich sklepach z prośbą zamiany owych 20-tu kor. papierowych, stracił przeszło dwie godziny czasu.   Czytaj dalej…

Hiszpańscy oszuści

11 sierpnia 2009

Przestroga!

Hiszpańscy oszuści znowu uszczęśliwili kilku obywateli poznańskich listami, w których przyobiecują wysokie nagrody za pomoc pieniężną w uzyskaniu krociowego spadku. Używają oni najrozmaitszych sposobów i zwykle znajdują łatwowiernych. Przestrzegamy przed tymi oszustami, rzekomo hiszpańskimi, przesyłającymi listy w języku niemieckim. Kto otrzyma taki list, niech go doręczy policyi.

„Dziennik Poznański” z 16 października 1914



Ku przestrodze!

Hiszpańscy oszuści znowu się odzywają. W listach rozsyłanych na wszystkie strony przyobiecują wysoką nagrodę za pomoc pieniężną w odzyskaniu wielkiego skarbu. Ponieważ w dawniejszych latach niektóre osoby uwierzyły oszustom rzekomo hiszpańskim i posłały pieniądze, przeto znowu przed nimi przestrzegamy. Kto otrzyma taki list, niech go wręczy policyi.

„Dziennik Poznański” z 15 kwietnia 1915

Kozacy w Krakowie

11 sierpnia 2009

„Kozacy w Krakowie”.

Pod powyższym tytułem „Gazeta Krakowska” pisze pomiędzy innemi, co następuje:

„Byli także i w Krakowie w tych dniach kozacy – wystąpili jednak „gościnnie” w roli jeńców, ale jakże oryginalnych. Oto w ubiegłą sobotę konwój naszych żołnierzy prowadził ul. Grodzką pięciu pojmanych pod Krakowem kozaków. Typowe twarze „wzrok dziki, kręcone wąsiska, suknia plugawa…” budziły powszechną uwagę.

Szli rzucając spłoszone spojrzenia, w tem jeden z nich wyskoczył z konwoju i dopadłszy na chodniku gapiącego się, starszego Izraelitę, który z racyi święta był w stroju uroczystym, schwycił go za brodę i pięścią pobił po twarzy krzycząc: „ach ty jewrej sukinsyn”. Interwencya konwoju zapobiegła dalszej krzywdzie napadniętego, a oderwany od ofiary jeniec wygrażał się jeszcze idąc dalej”.

„Dziennik Poznański” z 15 grudnia 1914

Panny w mundurach

11 sierpnia 2009

Rekrut w spódnicy.

Z Chojnic w Prusach Zachodnich donoszą:

Niezwykłe odkrycie uczyniono w tutejszym oddziale rekrutów; wkradła się pomiędzy nich – dziewczyna. Nazywa się Klara Bahlo i pochodzi z Wystrucia, skąd przybyła z innymi zbiegami do Wrzeszcza pod Gdańskiem. Tutaj nie znalazła żadnego odpowiedniego zajęcia; oprócz tego czuła w sobie wielki poped pójścia na wojnę. Chęci tej poświęciła swe piękne włosy, przywdziała ubiór męski i przyłączyła się do oddziału świeżo wziętych rekrutów, znajdujących się w drodze do Chojnic. Tam otrzymała mundur wojskowy, została umieszczona w kwaterze i brała udział we wszystkich ś
ćwiczeniach i marszach. A nikomu nawet nie przyszło na myśl, że zgrabny, delikatny rekrut jest dziewczyną. Byłoby może i nadal wszystko poszło dobrze, gdyby nie zbliżające się badanie lekarskie. Żeński rekrut widział się zmuszonym odkryć tajemnicę swemu przełożonemu. Pomimo wszelkich próśb, aby ją zostawiono w oddziale, musiała odważna dziewczyna wdziać swój dawny ubiór żeński. Jednakże nie została zupełnie pozbawiona swych marzeń i ma nadzieję, że zobaczy pole walki choć tylko jako pielęgniarka, na jaką się kształci obecnie w Gdańsku.

„Dziennik Poznański” z 10 grudnia 1914


Wielkie wrażenie wywołało w Toruniu aresztowanie dwóch panien w wieku 18 i 21 lat. Tęskniły one za swymi narzeczonymi, powołanymi pod broń. Celem ułatwienia sobie do nich wstępu, postarały się o ubrania męzkie i udały się do baraków w pobliżu cmentarza, gdzie spodziewały się z nimi spotkać. Tymczasem posterunek wojskowy uważał je za szpiegów i aresztował. Po przesłuchaniu na komendanturze wojskowej oddano je w ręce policyi, która nazajutrz wypuściła je na wolność.

„Dziennik Poznański” z 2 lutego 1916

Herbata ekspresowa 1914

11 sierpnia 2009

(inserat)
Tee-Bombe

Żołnierz wydobywa najpiękniejszy dar wojenny z tornistru, mały, wązki woreczek pergaminowy z herbatą „Tee-Bombe”. Gotująca woda w kotle polowym lub w jakiemkolwiek innem naczyniu jest szybko przyrządzona, „Bombę” wwiesza się na kilka minut i jest w najkrótszym czasie pyszny, rozgrzewający i orzeźwiający rozkoszny napój herbaty gotowy do picia! Bomba herbaciana jest to delikatny woreczek batystowy z rozmieloną herbatą znanej herbaty „Marki Teekanne”, z cukrem zmięszana, służy on jako naczynie i sito do herbaty. Przez rozmielenie szlachetnego gatunku herbaty osięga się jaknajszybszą i największą wydajność i zawartość najwyższego aromatu. Jedna Bomba (porcya litrowa) za tylko 10 fen. wszędzie do nabycia (10 sztuk w mocnym liście polowym (Feldpostbrief) Mk 1). W własnym interesie należy żądać zawsze wyraźnie tylko naszej prawdziwej „Tee-Bombe” i obstawać przy tem, ażeby otrzymać paczki tylko z tem oznaczeniem, ponieważ niestety (!) istnieją już, jak przy każdym znakomitym nowym artykule, mniejwartościowe naśladownictwa! Gdzie nie ma wcale lub nie prawdziwe na składzie, udzielę chętnie źródła nabycia.

R. Seelig & Hille, Tee-Import, Dresden 265

„Dziennik Poznański” z 2 grudnia 1914

Zbyteczna obawa przed aeroplanami francuskimi

11 sierpnia 2009

Zbyteczna obawa przed aeroplanami francuskimi.

Berlin, 6 sierpnia. (T.B.W.). Jest rzeczą wykluczoną, aby cudze aeroplany zagrażały Berlinowi. Niepokojenie się ludności pokazującymi się aeroplanami jest nieuzasadnione. W najkrótszym czasie przelatywać będą nad Berlinem i Brandenburgią aeroplany i balony ze sterem. Są to wzloty próbne. Dla tego pod żadnym warunkiem nie wolno strzelać do lotników.

„Dziennik Poznański” z 8 sierpnia 1914

Przysmaki świąteczne

10 sierpnia 2009

Przysmaki świąteczne.

W całym świecie chrześcijańskim Boże Narodzenie jest świętem rodzinnem, lecz w każdym kraju bywa obchodzone inaczej. U nas chwilą najbardziej uroczystą jest wieczorna uczta wigilijna, z samych dań postnych złożona; z błyśnięciem pierwszej gwiazdy podawana; poprzedza ją dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń. Strucle z makiem stanowią główny przysmak świąteczny.

We Francyi jest inaczej. Tam w nocy po pasterce wszyscy zasiadają do wieczerzy zwanej réveillon: w domach bogatszych podają gęś, lub indyka pieczonego z truflami; mniej zamożni poprzestają na smażonej kiszce i kiełbasie. W Alzacyi wety muszą składać się z pierników z anyżkiem.

W Katalonii réveillon zawiera takie same potrawy, jak we Francyi z dodatkiem ostryg i wybornego nugatu hiszpańskiego, który rozpływa się w ustach. W skład jego wchodzą migdały mielone i konfitury.

W Anglii i w Niemczech, tak samo jak u nas, na kilka dni przed Bożem Narodzeniem place miejskie zamieniają się w bory iglaste, gdzie obok świerków 20 łokci wysokich stoją niziutkie i tanie sosenki. Każdy zamożniejszy Anglik ma w tym dniu indyka pieczonego na stole; mniej zamożni poprzestają na gęsi, wszędzie jednak czy u lorda, czy u robotnika musi być plumpudding i mincepie, rodzaj wybornych ciastek, nadziewanych marmeladą z jabłek, rodzynkami, skórkami pomarańczowemi, cykatą i korzeniami; na miesiąc przed Bożem Narodzeniem cała mieszanina zalewa się maderą, koniakiem i arakiem. Podaje się je na gorąco.

Plum-podding wymaga niemniej starannego przyrządzenia i kosztownych materyałów; ludzie ubożsi nie mogliby pozwolić sobie na taki wydatek, przez cały rok płacą więc co miesiąc pewną kwotę kupcowi korzennemu, który za to zobowiązuje się w dzień Bożego Narodzenia dostarczyć im tego przysmaku.

W hrabstwie Devonshire istnieje gmina, która na mocy specyalnego prawa musi co 50 lat ugotować taki plum-pudding, żeby wszyscy mieszkańcy mogli się nim uraczyć. Ostatnim razem, w r. 1900, do wozu, na którym złożono plum-pudding, aby obwieść go po wsi, musiano zaprządz ośm koni. Wyszło na niego 600 funtów mąki, tyleż funtów rodzynków, 400 f. łoju wołowego, 190 f. tartego chleba, 95 f. cukru, 300 cytryn, 144 gałki muszkatołowe i 560 kwart mleka.

„Dziennik Poznański” z 25 grudnia 1914

Oszczędnie z chlebem i z ziemniakami

28 lipca 2009

Oszczędnie z chlebem i z ziemniakami.

Otrzymujemy odezwę, aby jak najbardziej oszczędzano chleba, inaczej mogłoby go zabraknąć z powodu wojny. Zwłaszcza nie należy z chlebem obchodzić się rozrzutnie, nie marnować go niepotrzebnie. Trzeba krajać tylko tyle skibek, ile się zje. Tak zwany chleb „wojenny”, oznaczany literą „K”, zaleca się do jedzenia.

Również oszczędnie należy się obchodzić z ziemniakami. Dla oszczędności lepiej nie strugać ich przed gotowaniem, lecz gotować je w łupinach. Odpadków od ziemniaków, mięsa, warzywa nie trzeba wyrzucać w śmieci, lecz dawać je gospodarzom wiejskim, którzy mogą je zużyć dla inwentarza.

„Dziennik Poznański” z 10 grudnia 1914

Papier jako środek na zimno

27 lipca 2009

Papier jako środek na zimno.

Wszystkim, którzy mają bliskich na polu walk i nie mogą posłać im ciepłych skarpetek, przypominam, że można je zastąpić papierem. Owija się po prostu stopę, na którą się włożyło zwykłą skarpetkę papierem (najlepiej gazetą) i naciąga się but. Sposób ten stosowali żołnierze we wojnie francuskiej w roku 1870/71 a wskutek polecenia kolegi lekarza zastosowałem go u siebie na polowaniach zimą i w czasie trzaskających mrozów, gdy praktykowałem na wsi. Skutek jest wyśmienity, a wszyscy, którym go zaleciłem, nie mogli się tego zawijania stopy w papier nachwalić. A więc posyłajmy, jeżeli nie można skarpetek ciepłych, gazety z odpowiedniemi wskazówkami.

Dr. D.

„Dziennik Poznański” z 24 września 1914

Kinematograf w teatrze 1914

26 lipca 2009

Kinematograf w teatrze.

Teatrem przyszłości będzie niewątpliwie kinefon, świeżo wynaleziony przyrząd, odtwarzający jednocześnie barwy, ruch i dźwięki. Tymczasem w londyńskim teatrze Drury Lane zastosowano kinematograf przy wznowieniu starej opery Hoolbrooke’a „Dylan”. W jednym z jej aktów przelatują mewy. Taki sam obraz znajduje się w „Latającym Holendrze” Wagnera – wypchane mewy przesuwane bywają na drutach. W Drury Lane urządzono to inaczej: mewy zostały zdjęte z natury, a żywa fotografia odtworzyła ich przelot tak plastycznie, jak gdyby odbywał się naprawdę przed oczyma widzów.

„Dziennik Poznański” z 29 lipca 1914

Film podmorski 1914

26 lipca 2009

Film podmorski.

Amerykańscy fotografowie dla kinematografów, zajęci są obecnie w zatoce meksykańskiej utrwalaniem zdjęć fotograficznych ataków i walk łodzi podwodnych, po udałych już poprzednio próbach odbytych na zdjęciach nurków w głębinach podmorskich. Posługują się oni nowo wynalezionym aparatem przez inżyniera Williamsona. Dotychczas w ten sposób robiono zdjęcia podmorskie fotograficzne, że łodzie zaopatrywano szklanym dnem i przez nie fotografowano. W taki sposób można było przedstawić „podmorskie ogrody” cudownej wyspy „Santa Catalina”, leżącej niedaleko wybrzeży kalifornijskich, chwytając na gorącym uczynku życie olbrzymich polipów, korali i jeżowców morskich. Wynalazek Williamsona idzie znacznie dalej. Jak donosi gazeta „Kinematograf” fotograf wchodzi do ogromnej próżnej kuli, która jest poruszalna z góry na dół. Kula ta ma z jednej strony okno, poza którem umieszcza się fotograf z aparatem, gotów do czynienia zdjęć. Reflektor z boku umieszczony, rzuca stożek światła z bardzo silnej latarni w ciemnice morza tak, że pole operacyjne w wielkim okręgu jasno oświetlone znajduje się przed fotografem, który może czynić zdjęcia wszelakich walk i scen, odbywających się w stożku świetlanym. Tak jak nurek, połączony jest fotograf operujący w kuli fotograficznej z okrętem na powierzchni morza, z którego doprowadzają mu świeże powietrze.

„Dziennik Poznański” z 5 listopada 1914

« Poprzednia stronaNastępna strona »