Wpisy otagowane jako wojsko

Nowe mundury

24 czerwca 2010

Już od dni kilku paradują na wiedeńskiej Ringstrasse nowo ubrani oficerowie. Szare czapki, szare płaszcze, szare uniformy, na podstawie nowego rozporządzenia Ministerstwa wojny. Nowy uniform w polu zapewne będzie bardzo praktyczny, lecz w mieście podczas pokoju będą pp. oficerowie wyglądali jak piekarze wojskowi. Mundur przestanie oddziaływać zabójczo na płeć piękną, lecz tylko mundur piechurów. Kawalerya po dawnemu będzie przypominała motylów różnobarwnych.

„Głos Rzeszowski” z 1 listopada 1908

Rozporządzenie o wąsach

14 listopada 2009

Rozporządzenie o wąsach.

Ministerstwo wojny wydało rozporządzenie, w którym podnosi, że oficerowie wbrew istniejącemu od dawna przepisowi, golą często wąsy, a następnie poleca surowo, ażeby przepis ten był przestrzegany, to znaczy, oficerowie nie golili wąsów. Przywilej golenia – jak stwierdza ministerstwo wojny – przysługuje tylko pułkowi dragonów Nr. 14 imienia Windischgraetza. Pułk ten goli wąsy na pamiątkę bitwy pod Kolinem (r. 1757), w której pułk ów, utworzony z gołowąsych młodzieniaszków, odznaczył się nadzwyczajnem męstwem.

„Głos Rzeszowski” z 19 października 1913

Przesądy w rowach strzeleckich

12 sierpnia 2009

Z różnych stron.
Przesądy w rowach strzeleckich.

Osobliwy zabobon wojenny zdaje się panować ogólnie w rowach strzeleckich koalicyi, jeśli można wierzyć sprawozdaniom prasy amerykańskiej. Zabobon ten istnieje tak u Anglików jak u Francuzów. Czasami są to przesądy z czasów pokojowych, dostosowane do warunków wojennych. Między innemi istnieje mniemanie żołnierzy, że nie należy jedną zapałką zapalać trzech cygar jednocześnie. Już w czasach pokojowych zapalającemu trzecie cygaro jedną zapałką, czynność ta przynosiła nieszczęście – a podczas wojny na froncie sprowadza śmierć niechybną i to nie bohaterską na polu bitwy tylko niepotrzebną przez przypadek.

Jak to należy rozumieć, widzimy z przykładu przytoczonego przez Nowo-Yorski „Sun”. Trzej oficerowie siedzieli razem przy stole; rozmawiali o tym właśnie przesądzie i jeden z nich Francuz uważał go za głupstwo. Przez przypadek zapalono jego cygaro jedną i tą samą zapałką jako trzecie. Następnego dnia poległ. Dziesięć kilometrów po za frontem został zabity przypadkowo zbłąkanym niemieckim granatem.

Ogólnie znanym jest też zabobon o „towarzyszu w bieli”, który po każdej bitwie tajemniczo błądzi po pobojowisku, ratując rannych. Kto go spostrzeże, niechaj będzie na bliski przygotowany koniec, bo ów „towarzysz w bieli” jest równocześnie zwiastunem zgonu dla nie rannych na pobojowisku, którzy go widzą przy dziele miłosierdzia. U niektórych pułków przesąd ten jest głęboko zakorzeniony, na co przytaczamy przykład podług pisma „Cincinnati Times”: Dwóch żołnierzy na froncie miało przenocować podczas zimowej nocy w rozstrzelonym budynku stajennym, posiadającym rodzaj piętra. Gdy noc zapadła, zapytał jeden drugiego, gdzie woli się umieścić u góry czy na dole. Zapytywany oczywiście zdziwił się nie mało, gdyż sądził, że obaj razem w jednem spać będą miejscu. Lecz zrozumiał propozycyę przyjaciela, dowiedziawszy się, że ów widział „towarzysza w bieli”. W istocie więc jeden z nich przepędził noc na górze, drugi zaś spał na dole, a przeczucie śmierci spełniło się: o północy przelatujący granat zabił śpiącego na górze. Lecz tylko przypadkiem drugi żołnierz uszedł śmierci, gdyby bowiem granat był eksplodował zabiłby niechybnie obu.

Inny przypadek opowiada nam o przeczuciu śmierci pewnego oficera lotników, dzielnego, niestrudzonego żołnierza. Pewnego dnia zwierzył się swemu przyjacielowi, iż napisał ostatnie pożegnalne listy i prosi go o wysłanie ich w razie wiadomości o jego śmierci. Wszyscy towarzysze śmiali się z niego, gdyż owego wieczora było zupełnie spokojnie na froncie, a samolotów nie puszczano już od kilku dni. Mimo to ów oficer zmarł jeszcze tego samego dnia: niespodziewanie generał przybył do obozu, chcąc się przypatrzyć nowemu statkowi powietrznemu; dzielny oficer lotników, który widział „towarzysza w bieli”, prowadził maszynę; na znacznej wysokości popsuło sie coś u samolotu, a lotnik spadł na ziemię i zabił się na miejscu.

Wreszcie należy jeszcze wspomnieć o śnie o autobusie, uchodzącym za pewny znak śmierci; komu się śni o autobusie, polegnie napewno. Oczywiście czasem uda się los oszukać. Pewien francuski podoficer dowiedział się od jednego ze swych żołnierzy, że ten miał ów sen śmiertelny; żołnierz był nieco wystraszony, podoficer kazał sobie sen dokładnie opowiedzieć i wreszcie rzekł: „Nie był pan przecież nigdy w Paryżu! Nie widziałeś więc nigdy autobusu, a to co widziałeś we śnie może jest jaką nową maszyną wojenną, której obecnie Anglicy używają, ale nigdy w życiu autobus”.

Opis jednakże autobusu zgadzał się na włos, lecz żołnierz uspokoił się, dzięki perswazyom podoficera i został przy życiu.

„Dziennik Poznański” z 24 lipca 1917

O armii angielskiej

12 sierpnia 2009

O armii angielskiej.

Prasa australska niepochlebne świadectwo moralności wydaje ochotnikom australskim armii angielskiej przy sposobności odejścia nowych zaciągów ochotniczych z Australii do Afryki południowej. Według zdania tej prasy, przeważna część ochotników składa się z ludzi najgorszej w świecie konduity, nierzadko nawet złoczyńców.

„Sydney Bulletin” twierdzi, że jeżeli australski ochotnik przed wyjściem nie był jeszcze zupełnym hultajem, to napewno takim z Afryki powróci. Są to ludzie tego rodzaju, z którymi lepiej się na jakiemś oddalonem miejscu nie spotykać o zmroku.

Taka opinia o demoralizacyi w szeregach angielskich nie jest zresztą zgoła żadną nowością. Spotykamy się już z nią w raporcie za 1900 rok generalnego inspektora więzień wojskowych, nadporucznika Garsia.

Wedle tego raportu w 1900 r. odbywało karę więzienia 7 357 żołnierzy, podczas gdy w 1899 r. karano więzieniem około 4 583 ludzi.

Ponieważ nie starczało miejsca w więzieniach wojskowych, musiano przeto przeznaczyć na areszt znaczną liczbę cel w koszarach, a także cywilne więzienia były przepełnione. Okazała się wreszcie potrzeba budowy nowych więzień z 1 593 celami.

Za stale powtarzające się złe prowadzenie w 1900 roku usunięto z armii 1 901 ludzi, podczas gdy w 1899 roku wydalono za przewinienia 1 956 żołnierzy. Ta zmniejszona liczba nie przemawia za poprawą stosunków, jeżeli się zważy, że regularna armia stoi na polu walki, a wówczas wydalenie następuje tylko w nadzwyczajnych wypadkach.

Aby ten stan rzeczy zmienić, radzi porucznik Garsia nie przyjmować do służby wojskowej nałogowych złodziei i przestępców.

Trudno zrozumieć, że w ogóle takie żywioły w armii są tolerowane.

„Kurjer Poznański” 6 lutego 1902

O piosenkach żołnierskich

11 sierpnia 2009

Rozkazuję wszystkim podwładnym mi wojskom, aby w marszu, przedewszystkiem przez miasto, nie śpiewali piosenek treści swobodnej lub dwuznacznej.

Odpowiedzialność za piosenki, śpiewane przez oddziały wojskowe, przechodzące przez miasto, wkłada się na starszego prowadzącego oddział. Mundur żołnierski, mundur obrony Ojczyzny, nie można wystawiać na pośmiewisko przez śpiewanie publiczne piosnek o treści swobodnej. Żołnierz nie powinien być gorszycielem przysłuchujących się piosnkom swobodnym dzieci.

Wydział prasowy Dowództwa Głównego.

„Dziennik Poznański” z 31 maja 1919 (Poznań)

Prośba

11 sierpnia 2009

Prośba.

Naszym podoficerom utrudnia pracę mimo szlachetnego patryjotyzmu i dobrej chęci brak poprawnego władania językiem polskim. W wojsku zależy wiele od nabycia i umiejętności stosowania prostych i wyraźnych form, których niestety od naszego żołnierza wymagać nie możemy. By temu złu zaradzić, by zbudować to, czego nam wróg nie pozwolił i nie dał, powodowany troską o dobro żołnierza włączyłem w dział instrukcji prócz historji polskiej i śpiewu dla wszystkich, dwie godziny tygodniowo obowiązkowego pisania poprawnego dla podoficerów bataljonu. Z braku sił odpowiednich do udzielania gramatyki i ortografii, zwracam się do szlachetnych serc, by zaofiarowały swoje siły naszemu żołnierzowi. Zgłoszenia przyjmie bataljon z wdzięcznością.

R. Grzeszkowiak, podpor. i komendant I bataljonu garnizonow.

„Kurjer Poznański” z 4 marca 1919

Nagłe odzyskanie słuchu

11 sierpnia 2009

Nagłe odzyskanie słuchu.

Na dworcu kolejowym w Rosenheim w Bawaryi stał pewien głuchy żołnierz. Nagle pochwycił go znajomy znienacka z tyłu za kołnierz. Żołnierz przestaszył się tak bardzo, że odrazu odzyskał słuch. Wypadki podobne zdarzyły się już we wojnie obecnej częściej.

„Dziennik Poznański” z 18 października 1916

Panny w mundurach

11 sierpnia 2009

Rekrut w spódnicy.

Z Chojnic w Prusach Zachodnich donoszą:

Niezwykłe odkrycie uczyniono w tutejszym oddziale rekrutów; wkradła się pomiędzy nich – dziewczyna. Nazywa się Klara Bahlo i pochodzi z Wystrucia, skąd przybyła z innymi zbiegami do Wrzeszcza pod Gdańskiem. Tutaj nie znalazła żadnego odpowiedniego zajęcia; oprócz tego czuła w sobie wielki poped pójścia na wojnę. Chęci tej poświęciła swe piękne włosy, przywdziała ubiór męski i przyłączyła się do oddziału świeżo wziętych rekrutów, znajdujących się w drodze do Chojnic. Tam otrzymała mundur wojskowy, została umieszczona w kwaterze i brała udział we wszystkich ś
ćwiczeniach i marszach. A nikomu nawet nie przyszło na myśl, że zgrabny, delikatny rekrut jest dziewczyną. Byłoby może i nadal wszystko poszło dobrze, gdyby nie zbliżające się badanie lekarskie. Żeński rekrut widział się zmuszonym odkryć tajemnicę swemu przełożonemu. Pomimo wszelkich próśb, aby ją zostawiono w oddziale, musiała odważna dziewczyna wdziać swój dawny ubiór żeński. Jednakże nie została zupełnie pozbawiona swych marzeń i ma nadzieję, że zobaczy pole walki choć tylko jako pielęgniarka, na jaką się kształci obecnie w Gdańsku.

„Dziennik Poznański” z 10 grudnia 1914


Wielkie wrażenie wywołało w Toruniu aresztowanie dwóch panien w wieku 18 i 21 lat. Tęskniły one za swymi narzeczonymi, powołanymi pod broń. Celem ułatwienia sobie do nich wstępu, postarały się o ubrania męzkie i udały się do baraków w pobliżu cmentarza, gdzie spodziewały się z nimi spotkać. Tymczasem posterunek wojskowy uważał je za szpiegów i aresztował. Po przesłuchaniu na komendanturze wojskowej oddano je w ręce policyi, która nazajutrz wypuściła je na wolność.

„Dziennik Poznański” z 2 lutego 1916

Szczury w okopach

11 sierpnia 2009

Szczury.
(Z francuskich rowów strzeleckich).

Korespondent pisma „Svenska Dagbladet” opisuje o niebywałem mnóstwie szczurów we francuskich rowach strzeleckich, co następuje:

Jednem z największych utrapień żołnierzy na polu bitwy są szczury, które w coraz większych gromadach przybiegają ze wszystkich stron i formalnie napełniają rowy strzeleckie oraz nakrywki. Pomimo więcej niż prymitywnej sposobności do spania niejeden żołnierz na polu bitwy mógłby spocząć w nocy, gdyby mu szczury nie pożarły przedtem materacu i nie spacerowały w nocy po jego derze i po twarzy. Jedynym środkiem ochrony jest gęsta siatka druciana, podobna do siatki od moskitów, którą się zasłania twarz. Ale drut jest rzadkim artykułem na polu bitwy, dla tego niewielu ma ten środek ochrony.

Przytem szczury pozbyły się wszelkiego strachu przed człowiekiem i są wprost zuchwałe nie tylko w nocy, ale i wśród jasnego dnia. Jeżeli kto pozostawi gdzie co do gryzienia i się odwróci – natychmiast to zniknie. Z pary kalesonów, które nie są schowane w tornistrze, znajdzie żołnierz po krótkiej nieobecności resztki nitek. Inny żołnierz pisze w nakrywce list do rodziny, ale przerywa pisanie, ponieważ go wołają do rowu. Zostawia zatem papier i pióro. Gdy po upływie pół godziny wraca, papier zniknął a z trzonka pozostały pogryzione drobne kawałeczki.

Osobliwem nieszczęściem jest, że szczury wprost potwornie się mnożą. Samica w przeciągu pięciu tygodni ma dziesięć młodych, może zatem w przeciągu roku wydać na świat przeszło sto szczurów. Szczury gryzą wszystko, co gryźć mogą, więc środki żywności, odzież, bieliznę, papier, skórę, cygara. Nie zatrzymują się tylko w rowach strzeleckich, lecz szerzą się także na miejscach bateryi, w lazaretach, magazynach, piekarniach. Stwierdzono nawet ponownie bezsprzecznie, że szczuty pogryzły balon uwiązany oraz aeroplany w ten sposób, że nie można było ich używać. Szkodę, jaką wyrządza szczur codziennie, obliczono na 1 1/2 fen. przeciętnie. Milion szczurów zatem pożre codziennie około 15,000 marek, w miesiącu około 450,000 marek, w roku 5 milionów marek.    Czytaj dalej…

Nadzwyczajna siła broni palnej naszego wojska

11 sierpnia 2009

Nadzwyczajna siła broni palnej naszego wojska.

Przed paru dniami, objaśniało się dwóch ludzi dozoru więziennego, co do sposobu w jaki się obecna broń wojskowa nabija. Próba odbywała się z karabinem nabitym, który wystrzelił. Kula przebiła 3 calowe drzwi dębowe do sieni więzień prowadzące, przebiła okno z taką siłą, iż dziurka w tafli była jakby wywiercona, małym świderkiem, odbiła się skośno o boczną ścianę schodów, uderzyła w mur na skręcie prostu i wróciła napowrót inną trasą przez okno, przebiegła dość szeroką ulicę i uderzyła o gmach więzienny wybiwszy dość głęboki otwór. Przypadku na szczęście nie było żadnego.

„Pogoń” z 1 listopada 1881

Nowy przyrząd do strzelania w ciemności

10 sierpnia 2009

Z dziedziny wynalazków.

Wiadomo jak trudnem jest skuteczne strzelanie w nocy – a często bardzo zwierz upragniony unika starannie światła dziennego i tylko nocną porą jak cień, przesuwa się ledwie dostrzegalny dla oka oczekującego nań na zasiadce myśliwego. Zasiadka ma u nas mało zwolenników, lecz w tropikach jest to czasem jedyny sposób dojścia do strzału do grubych, tamtejszych drapieżników a i u nas trafia się czasem sposobność strzału wśród nocy do dzików, które za dnia gdzieś w cudzych rewirach o kilkanaście kilometrów może mają swoje barłogi i poza nocną porą bywają dla nas niedostępne. Lecz jakżeż trudno wśród mroków strzelić z pewną precyzyą.

Ażeby temu zaradzić, używano różnego rodzaju lamp i reflektorów, bądź umieszczanych na lufie broni lub też działających osobno a mających na celu oświetlenie przedmiotu do którego strzelać wypadło. Do tak oświetlonego przedmiotu, o ile dał się oświetlić, trzeba było dopiero pospiesznie mierzyć a strzał był w każdym razie zawisłym od zręczności strzelca i znacznie zawsze problematyczniej-szym jak przy dziennem oświetleniu, pominąwszy już inne różne, ciemne strony połączone z dźwiganiem i przewożeniem dużych skomplikowanych aparatów.

Przed kilku jednak dniami wpadł mi w rękę projekt broni, za pomocą której może każdy bez celowania wśród najciemniejszej nocy umieścić kulę w żądanym punkcie. Kapitan artyleryi w Przemyślu pan Daninger jest wynalazcą tego przyrządu, który zastosowany do broni kulowej pozwala nam posługiwać się nią wśród nocy z najlepszem powodzeniem.

Pomysł pana Daningera polega na następujących szczegółach. Do lufy broni kulowej przytwierdzony rodzaj lunety. W lunecie tej nie ma szkła ocznego a zamiast niego dwa metalowe, polerowane wewnątrz jako reflektor. Przed tem dnem w kierunku ku objektywowi jest umieszczona malutka lampka elektryczna a przed nią krzyż tak, jak w zwykłej lunecie sztućcowej. Przed krzyżem zamknięta jest luneta dalszemi soczewkami i objektywem. Lampka za pomocą splecionego drutu połączona jest z suchą bateryjką elektryczną, którą można wygodnie umieścić w kieszeni.

Jeżeli teraz wśród nocy rozświetlimy za pociśnięciem guzika lampkę w lunecie, to rzuci nam cień krzyża na przedmiot znajdujący się w osi lunety, oświetlając go równocześnie. Luneta jest w ten sposób dostosowana do broni, że przy strzale kula pada tam, gdzie padł cień punktu przecięcia krzyża.   Czytaj dalej…

Skuteczny sposób uczenia muzyki

10 sierpnia 2009

Skuteczny sposób uczenia muzyki.

Stary dyrektor muzyki Sci……, zmarły w roku 1846 w Gn., był w roku 1813 w Poznaniu naocznym świadkiem następującéj sceny. Znajdując się niedaleko budynku rejencyjnego, słyszał w tymże muzykę dętą wojskową i często razem z tą podobny głos, jak gdyby kto wytrzepywał kurz ze sukien. Wyszedłszy na podwórze owego budynku miał widok następujący. Dyrygent kapeli jednego pułku rosyjskiego, przebywającego wtenczas właśnie w Poznaniu, ćwiczył muzyków swych, stojących naokoło mistrza swego, a za każdym muzykiem stał żołnierz rosyjski z kijem. Kiedy który muzyk zmylił takt lub ton, wtedy dyrektor muzyki z największą spokojnością pokazał tylko palcem na niego, a zasobnik winowajcy podał mu natychmiast takt i ton na plecach w sposób niezawodnie dotkliwy. Może przyjdzie téż któremu praktykowi moskiewskiemu na myśl, wprowadzić tę metodę w szkołach ludowych w celu uczenia dzieci czytania w czasie jaknajkrótszym.

„Zwiastun Górnoszlązki” 30 września 1869

Dezerter ukrywał się w piwnicy od 20 lat

26 lipca 2009

Dezerter ukrywał się w piwnicy od 20 lat

LILLE. – (United Press). – Sąd wojenny w Lille skazał w czwartek pewnego 51-letniego Francuza na 2 lata więzienia za dezercję z wojska w czasie wielkiej wojny. Skazany, który zbiegł z szeregów po bitwie nad Marną w r. 1914, przebywał w ukryciu u swego przyjaciela przez 23 lat. Przeszło 20 lat przebywał on prawie stałe w piwnicy niewielkiego domu chłopskiego. Kiedy w r. 1937 ów przyjaciel zmarł, musiał dezerter opuścić swe „mieszkanie” i wówczas zwrócił na siebie uwagę władz. Po ustalenia faktu dezercji oddano dezertera pod sąd.

„Dziennik Ostrowski” z 22 maja 1938

Armata na ośle

26 lipca 2009

Pyszny pomysł

Zaledwie przebrzmiały wieści o nadzwyczajnych rezultatach, otrzymanych w Ameryce przez dynamitowe działa, aliści dochodzi wiadomość o nowym pomyśle, którego ojczyzną tym razem jest Anglia. W strzelnicy artyleryi pod Woolwich odbywano świeżo próby z armatami górskiemi, jak wiadomo, przewożonemi w czasie kampanii na grzbietach mułów lub osłów i ustawianemi następnie, w razie potrzeby, na daném miejscu. Otóż jeden z członków komisyi próbnéj zapragnął przekonać się, czyby armat, bez żmudnego stawiania ich na ziemi, wprost z grzbietu zwierząt użyć się nie dało. Żądanie członka, mimo ożywionego sporu, utrzymało się, przeznaczono zatém na próbę armatę, złożoną na grzbiecie osła, któréj lufa opuściła się w tył zwierzęcia. Osieł na razie zachował się najspokojniéj i bez oporu zezwolił na wycelowanie armaty. I już wszyscy pewnymi byli dobrego strzału, aliści w chwili, w któréj lont zapalono, osieł zaczął się kręcić, a następnie wierzgając, galopować po placu na wszystkie strony, wywijając morderczą częścią ciała. Tableau! Wśród obecnych powstał popłoch nie do opisania, nie zważając na kopyta ośle, co żyło pokładało się na placu z bijącem sercem, wyczekując strzału. Nareszcie strzał padł szczęśliwie, nikomu nie czyniąc krzywdy, raz na zawsze stwierdzając, że niebezpiecznie jest osłów w armaty uzbrajać.

„Kurjer Poznański” z 5 listopada 1889

Także kłusownik

26 lipca 2009

Także kłusownik.

W Wrocławiu zdarzył się następujący wypadek: 3. października ub. r. odbywał ćwiczenia oddział rezerwistów grenadjerów na polu, daleko za miastem.

Jeden z żołnierzy, setne chłopisko, wywalił się nagle z szeregu na ziemię, spostrzegłszy ku swemu zdziwieniu, że przyczyną jego upadku, był zając, który mu podbił nogi, przyczem sam się poturbował, żołnierz bowiem przygniótł go sobą.

Wojak rozwścieczony do całkiem „szewskiej” pasji z powodu, że taki marny „wróg zewnętrzny” ośmieszył go w oczach całego „glidu”, porwał kopyrę i gwałtownem „rechts schaut!” wykonanem na jego karku, żywota go pozbawił, poczem z piekłem w sercu, a goryczą w duszy zrównał się z szeregiem.

Na tem nie skończył się jednakże pech nieboraka. Pan „Zugsführer” zameldował go do „raportu” i grenadjer dostał trzy dni aresztu za wyłamanie się z szeregu… Wreszcie – gdy wyszedł z wojska, – zaskarżono go o kłusownictwo! Sąd uwzględnił „okoliczności łagodzące” i skazał go znowu na trzy dni aresztu, z zamianą na grzywnę w wysokości 9 marek…

Możnaby się zachwycać wzorowem funkcjonowaniem prawa w Niemczech – gdyby to wszystko nie było tak drobnostkowo-śmieszne!

„Łowiec” z 1 listopada 1910

« Poprzednia stronaNastępna strona »