Historia i archeologia

Skarb z Grabowiec

17 listopada 2011

Z Międzyrzecza w Królestwie P.[olskim] donoszą, że w tygodniu ubiegłym jedna z włościanek Dominika Michalakowa, kopiąc kartofle we wsi Grabowiec, we własnym ogrodzie natrafiła na zakopany garnek. Przy wydobywaniu garnek pękł, a z wewnątrz wysypało się masę złotych i srebrnych monet. Na widok skarbu pracujący w pobliżu wieśniacy rzucili się ku Michalakowej; w okamgnieniu rozchwycili pieniądze tak. iż znalazczyni pozostał zaledwie jeden holenderski dukat i 26 polskich monet srebrnych. Wszystkie monety srebrne bite są za Stanisława Augusta i widocznie krótko kursowały w obiegu, gdyż są ślicznie zachowane.

(Czas 11. IX. 1909 r.)

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” listopad 1909

Skarb z Trościańca Małego

17 listopada 2011

Wykopalisko monet.

W Trościańcu małym (pow. Złoczów) przy karczowaniu lasu natrafił włościanin tamtejszy, Jan Balbuza, na gliniane naczynie, które prawdopodobnie przez uderzenie motyką rozbił na drobne części. Spostrzegłszy rozsypane monety, pozbierał takowe i zaniósł do domu, resztę zaś nieco później wygrzebały dzieci i oddały strażnikowi skarbowemu ze Złoczowa, który w „urzędowej” formie wcielił je do swej kieszeni. Z pozostałych nie wszystkich jednak czerepów naczynia, polewanego zieloną glazura, widać wklęsły ornament falisty, biegnący pośrodku brzuśca, tudzież równoległe linijki, biegnące przy samym denku. Naczynie to, o małem uszku, z przebitym niewielkim otworem, było średniej wielkości, podobne do nizkiego dzbanka. Wykopalisko składa się z przeszło 400 sztuk monet polskich i obcych łącznej wagi około 1 kg. (…)/opuszczono spis szczegółowy/

W wykopalisku tem ciekawy jest fakt znalezienia orta bydgoskiego Jana Kazimierza z r. 1650 wśród samych monet Zygmunta III. Ort ten stanowi integralną część wykopaliska i nie został później do niego dorzucony. Odmiana dotychczas nieznana. Monety nabył członek naszego Towarzystwa, p. Rudolf Mękicki ze Lwowa.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” lipiec 1910

Skarb w powiecie dziśnieńskim

17 listopada 2011

Skarb w postaci monet srebrnych wykopano w pow. dziśnieńskim

Jak już donosiliśmy, na terenie powiatu dziśnieńskiego dwukrotnie zostały wykopane z ziemi monety srebrne w większej ilości (razem przeszło 600 monet) z wieku 16-go i początku wieku 17-go. Jak obecnie zostało ustalone przez oddział sztuki przy urzędzie wojewódzkim w Wilnie, monety te są następującego pochodzenia: 157 monet z czasów Zygmunta 3-go z a. 1596-1629, 325 monet rosyjskich, z czasów Iwana 4-go Bazylewicza, Dymitra Iwanowicza, Fedora Iwanowicza, Borysa Godunowa. Dymitra Iwanowicza, Władysława 4-go, jako cara moskiewskiego, Fedora Godunowa, Bazylego Iwanowicza Szujskiego i Michała Fedorowicza. 2 monety śląskie (1614-1620), 17 monet pomorskich (1613-1620), 2 monety czeskie z czasów Macieja 2-go, 2 monety prus lennych (1621-1622), 8 monet prus brandenburskich (1613-1619), 10 monet saksońskich (1615-1618), 4 monety bawarskie (1609-1618), 72 monety cesarstwa niemieckiego (1594-1622) oraz jedna moneta szwajcarska z 1608 r.

Spośród wspomnianych monet nader rzadkie okazy stanowi 16 monet Dymitra Iwanowicza (Samozwańca) oraz 5 monet Władysława 4-go jako cara moskiewskiego. Monety te zostały zdeponowane w muzeum „Ziemi dziśnieńskiej” przy T-wie Krajoznawczym w Głębokiem.

„Dziennik Ostrowski” z 6 sierpnia 1939

Kurhan w Kowarach

23 września 2011

Kurhan w Kowarach

W niepowrotnych dniach młodości, ilekroć jechałem z Lelowic do Proszowic, tylekroć okiem dziecka spoglądałem na wielką, porosłą trawą mogiłę, rysującą się na tle nieba na polach wsi Kowary.

* * *

Niedobrą mają opinię u ludu tamecznego pola kowarskie. Wielkie, puste obszary, nigdzie drzew ni wioski (wsie Kowary i Szczytniki utopione w parowach są niewidoczne). Nocami pola te puste nabierają grozy – nieraz widziano na nich „omętrę” błądzącego, nieraz „spoleniec” (1) je przebiegał. Niejeden, powracając z Proszowic, gdy go w tych miejscach zmrok zachwycił, doznawał „mrowia”, biegającego po grzbiecie. Widywano „czarne psy”, kołujące we zmroku po tych polach. Nareszcie mieszkańcy Kowar i Szczytnik na skrzyżowaniu się dróg dźwignęli „figurę”.

Wielki murowany czworogranny słup z nyżami na „świątki”. Około słupa posadzili cztery „drzewiny”, i raźniej się stało temu, kto zapóźniony pola te przebywał. Ustały też pospolite na krzyżowych drogach tany czarownic z dyabłami, podnoszących wysoko pył drożny.

Mogiła na wyniosłości stała i stała – urągając ulewom, burzom i wichrom. Oborywali ją ludzie – podkopywali motykami, spasali bydłem, słowem, czynili wszystko, by niepożądanego intruza śród pól nadanych przez „Ukaz” zatracić. Ale intruz rozsiadł się wygodnie i urągał mocy ludzi i żywiołów.

Co kryje ta góra ziemi, ten nasyp sztuczny na przegięciu pola? Rozmaici, stosownie do „poziomu” duchowego, rozmaicie twierdzili. Byli tacy, co nasyp odnosili do najść tatarów, byli, co imputowali go wojnom, byli co zaledwie odnosili go do Kościuszkowskich epok lub do 1830, a nawet 1863 r. Ale mogiła stała ponura, wyniosła, milcząca i tajemnicza. Ona sama nic nie wymówiła. Może dumała nad brakiem pamięci ludzkiej, a może czekała na rękę, co się wedrze do jej wnętrza i powie światu, co tam znalazła.   Czytaj dalej…

O skarbach

23 września 2011

KORESPONDENCYA.
Z powodu poszukiwań skarbów ukrytych, nowego typu antykwaryuszów, oraz legend o sekretach i narzędziach czarodziejskich, niezbędnych dla odszukiwania skarbów.

Kijów 30 Grudnia 1889 r.

Niektórzy publicyści miejscowi są tego przekonania, że badania dokonane w ciągu lat ostatnich w naszych okolicach przez archeologów i amatorów, dały ludowi prostemu pierwszy popęd do poszukiwania skarbów.

Mniemanie to jest mylnem.

Od niepamiętnych czasów lud tutejszy przechowywał podania o wypadkach historycznych, podczas których zakopywano do ziemi mienie, w celu ochronienia go od rabunku. Niemamy takiej miejscowości, gdzieby nie krążyły legendy, odnoszące się do dawnych wojen i skarbów wówczas zakopanych, przyczem zwykle jest mowa o napadach tatarskich i hajdamackich, niekiedy bez świadomości nawet o ich znaczeniu.

Podania te, przechodząc z pokolenia na pokolenie, w części zatraciły historyczny swój charakter i przeistoczyły się w legendy z domieszką rzeczy nadzwyczajnych; jednakże łatwo jest w nich dostrzedz początek osnuty na fakcie historycznym, prawdziwym. Rozmaite wersye tej samej legendy zdarza się słyszeć nieraz w różnych miejscowościach, ale, po odrzuceniu dodatków wtrąconych, łatwo jest poznać jednaki ich pierwiastek, wspólną genezę. Lud prosty zawsze mocno wierzył w te legendy i dawniej szukał też skarbów nie mniej chciwie. Będąc atoli w większej niż obecnie zależności, taił się z tem; tylko w nocy rozkopywał kurhany i horodyszcza, któremi tak bogate są Wołyń, Ukraina i Podole, a znalezione przedmioty sprzedawał pokryjomu, w najbliższych miasteczkach miejscowym złotnikom, żydkom. Obecnie, po emancypacyi, mniej trwożliwy poszukuje na swej ziemi, a czasami i na obywatelskiej, śmiało, we dnie, po skończonych robotach, a znalazłszy, nie zawsze się z tem chowa, lecz sprzedaje jawnie więcej ofiarującemu.   Czytaj dalej…

Jak się jadało dawniej, a jak teraz

23 września 2011

Jak się jadało dawniej, a jak teraz.

„Czy jadamy obecnie lepiej, niż dawniej? – oto pytanie, jakie stawia Claude w jednym z artykułów francuskiej „Revue”, i na które ten sam autor odpowiada twierdząco. Istotnie sztuka kulinarna posunęła się znacznie naprzód w ostatnich czasach, a przodkowie nasi nie mieli pojęcia o wielu znakomitych rzeczach, które stanowią codzienną przyprawę wszystkich potraw, innych zaś musieli się wyrzekać ze względów oszczędnościowych. Że do tych właśnie należały i ziemniaki, musi nam się wydać najbardziej dziwne. Cenę soli podbito za pomocą ceł, cukier był dostępny tylko dla bogatych, a wyroby cukrowe jeszcze na początku 19 wieku sprzedawano tylko w aptekach. A już Krezusem trzeba było być, żeby sobie pozwolić na używanie korzeni, jeżeli funt szafranu kosztował 800 marek, a pieprz, cynamon, gałka muszkatułowa, goździki, imbir nie o wiele były tańsze. Z jarzyn uznano tylko dwa lub trzy gatunki, z których najpopularniejszą była fasola, wyparta dopiero przez kartofle.

Chleb biały był w owych czasach zupełnie nieznany, jadano chleb gruby i zanieczyszczony starem ziarnem, gdyż mąka, jakiej używamy obecnie do wypiekania „chleba powszedniego” jest zdobyczą nowoczesnej techniki młynarskiej. Masło; „deserowe” t. zn. świeże, było rzadkim przysmakiem, a i mleko nie odgrywało tak ważnej roli w odżywianiu, zwłaszcza ludności miejskiej, jak teraz. Co do mięsa, to zdaje się, że Claude trochę pesymistycznie patrzy na uczty naszych przodków, twierdząc, że mięso to było łykowate, twarde i niesmaczne, bo nie znano sztuki hodowli drobiu i opasania bydła, a zwierzynę strzelano bez wyboru. To prawda, ale zwierzyna ta, wobec obfitości pożywienia w gęstych i nieprzetrzebionych lasach, musiała być tłusta i liczna, a to samo można powiedzieć o bydle domowem, które wszędzie znajdowało dostateczna dla siebie paszę i nie potrzebowało być specyalnie tuczone,

Natomiast zgodzić się można z autorem co do tego, że ówczesny stół biesiadny wraz z zasiadającymi dokoła niego biesiadnikami, nie bardzo ponętny przedstawiałby widok dla nas, „obarczonych” wymogami hygieny, estetyki itp. Porcelana i szkło były wówczas nieznane, a kto nie miał naczynia złotego lub srebrnego, posługiwał się drewnianem lub cynowem, które nie łatwo dawało się oczyścić. Serwety należały do rzadkości, widelce i noże jeszcze przez Saint Simona uważane były za godny napiętnowania zbytek, a ogryzione kości rzucano poprostu… pod stół.

W porównaniu z tem, zasiadające dziś do stołu w pierwszej lepszej restauracyi towarzystwo, jest szczytem elegancji i dobrego tonu.

H. B.

„Głos Rzeszowski” z 28 czerwca 1914

Skarb w chlewiku

12 maja 2011

Skarb w chlewiku.

W miejscowości Bavonne, w Stanie nowojorskim, stoi do dziś dnia zbudowany jeszcze za czasów rewolucyjnych przepyszny dom mieszkalny, stanowiący wówczas własność rodziny francuskiej La Bore. Posiadłość ta przechodziła z pradziada na dziada, dopóki nie nabył jej niejaki Henryk Spears, który sam w starym budynku nie mieszkał, lecz zezwolił na bezpłatne jego zajęcie przez niezamożnego wyrobnika, Henryka Nelsona, pod warunkiem, że będzie opiekował się posiadłością i nie dopuści jej do zupełnej ruiny. Nelson, nie mając już więcej drzewa na opał, postanowił zburzyć stojący w tylnem podwórku stary i zbutwiały chlewik, czego też zaraz dokonał. – Rydlem wykopywał belki, znajdujące się w ziemi, gdy nagle natrafił na coś twardego. Nelson kopał dalej i wkrótce wyjął z ziemi skrzynię, mającą rozmiaru 18 cali kwadratowych.

Uderzył rydlem w wieko, które się rozprysło i ciekawemu wyrobnikowi niemal nie wyskoczyły oczy na widok skarbu, który przypadkiem odkrył. Skrzynia bowiem zawierała pieniądze z różnych dat i krajów. Ucieszony chłopina wsypał pieniądze do worka i pobiegł z niemi do najbliższego handlarza staremi pieniądzmi i znaczkami pocztowemi. Znawca orzekł, że były tam pieniądze hiszpańskie, włoskie, angielskie, chińskie, portugalskie i amerykańskie. Niektóre z monet miedzianych amerykańskich nosiły datę 1781, a najpóźniejsze 1860 rok. Jedna z monet portugalskich nosiła datę 1761 rok. Ogólna wartość pieniędzy wynosiła przeszło 5000 dolarów.

„Goniec Polski” z 28 marca 1907

Skarb ze starego domu w Paryżu

12 maja 2011

Milionowy skarb w zrujnowanym domu paryskim

PARYŻ. – Przy rozbiórce domu na rue Mousstard za Panteonem znaleziono skarb, składający się z 5 tysięcy luidorów, przedstawiających obecnie wartość 1.600.000 franków. Robotnik, który znalazł monety złote, przypuszczał, że są to bezwartościowe medale i schował część znalezionych monet do kieszeni, by dać je swym dzieciom do zabawy, jednak inni robotnicy zwrócili mu uwagę, że ich zdaniem, są to prawdziwe monety złote. Udano się wówczas do jubilera na sąsiedniej ulicy, który natychmiast orzekł, że znalezione monety są istotnie złote. Wówczas znalazca natychmiast odniósł wszystkie monety na policję.

Przeszukano szczegółowo cały teren i znaleziono dalsze rulony dukatów oraz szczątki jakiegoś pisma – prawdopodobnie chodzi tu o spisaną ostatnią wolę. Treść pisma można było odczytać tylko częściowo.

Szczęśliwy znalazca otrzymuje połowę wartości skarbu, druga połowa, według obowiązujących przypisów przypada państwu.   Czytaj dalej…

Wykopaliska na Dzikich Polach

12 maja 2011

Wykopaliska na Dzikich Polach.

Jak już donieśliśmy pokrótce, prof. Wesołowski natrafił na niezmiernie ciekawy plon archeologiczny przy rozkopywaniu wielkiego kurhanu w okolicy miasta Melitpola taurydzkiej gubernii, na terytoryum dawnych Dzikich Pól. Kurhany, w których podejrzywano mogiły królów scytyjskich, rzadko kiedy dawały przy rozkopywaniu bogatszy plon archeologiczny. Przyczyna tego faktu była jasna : ciekawość nie jest wyłącznie cechą dzisiejszych archeologów, owszem w uczucie, wzmocnione w dodatku nadzieją znalezienia skarbów, były wyposażone i poprzednie pokolenia ludzkie, aż do współczesnych budowniczych kurhanów. Dlatego też dzisiejszy archeolog znajduje już przeważnie resztki, zostawione przez dawnych poszukiwaczy, a doświadczenie nauczyło go nawet rozróżniać epoki tych poprzednich poszukiwań: ludzie nowsi kopali w kurhanach pionowe szyby, natomiast bogobojni powiedzmy Scytowie, znacznie lepiej poinformowani, gdzie czego należy szukać, bo sami byli obecni przy uroczystych pogrzebach, dawali spokój nawierzchni kurhanu, a przebiwszy się sztolnią na powierzchni ziemi do centrum nasypu, schodzili ztamtąd w głąb i dochodzili do właściwych grobów. Mimo prowadzonych w ten sposób od wieków poszukiwań, przecież coś ocalało i dla uczonych, a rozkopany przez profesora Wesołowskiego kurhan, zwany w okolicy „Sołoha”, dał wprost wspaniałe zabytki i skarby.

Badanie „Sołohy” prowadzi wymieniony profesor już od kilku lat i w przeszłym roku doszedł do grobu centralnego, ograbionego jednak już przez poszukiwaczy skarbów. Grób ten stanowiła obszerna komora 8-metrowej głębokości, wyłożona kamieniem; poszukiwacze poprzedni zostawili sporo przedmiotów, z których można wnioskować, że było to miejsce spoczynku kobiety; znaleziono tam igłę złotą, ruchome „ognisko domowe” z bronzu i kilka glinianych amfor greckich. Pilne badanie komory naprowadziło jednak na ślad bocznych kurytarzy i roboty, prowadzone tego lata, doprowadziły do odkrycia nienaruszonych dwóch innych grobowców.   Czytaj dalej…

Zatopiony skarb

6 września 2010

Skarb zatopiony.

W okolicy naszej, pisze ś. p. Morzycki, jest wieś Sadłużek (1), głośna podaniem o znakomitym skarbie, który ma znajdować się na dnie małego jeziora, przy niej położonego. Wieść niesie, że za panowania Władysława Łokietka w czasie rozterków z Krzyżakami, przed bitwą stoczoną na polach Płowiec (27 IX. 1331), które leżą stamtąd o milę, może w epoce, kiedy on był jeszcze książęciem na Brześciu, a brat jego Ziemomysł książęciem na Inowrocławiu, stąd położonym o mil trzy, i kiedy ten niecny w sprawie narodowej renegat, razem z przyjaciółmi swoimi, Krzyżakami, najeżdżał braterskie dzierżawy, wśród takich zawichrzeń powszechnych, wstrząsających całą krainę polską, na drobne księstwa podzieloną, a w szczególności tę tutaj okolicę, jeden z możnych panów, przodek familii Dąmbskich, późniejszych hrabiów na Lubrańcu, zebrawszy tak swoje własne, jako też sąsiedniej szlachty kosztowności, zamknął je w żelazną skrzynię i w tem jeziorze zatopił. Skrzynia ta miała być umieszczona na dwóch kołach. Gmin, dbały o zachowanie śladów, podanie utwierdzających, stara się dotąd o utrzymanie wyrazistości wyżłobienia kolei, którędy ze stromego brzegu skrzynia ta sprowadzoną być miała. Na prost takowej kolei, dotąd widocznej, o kilka łokci od brzegu, jest utkwioną w wodach jeziora tyka, w miejscu, jak mówią, zatopionej skrzyni. Woda jest tam głęboką łokci sześć. W dawnych tranzakcyach, przenoszących dziedzictwo wsi Sadłużka na inne rody, potomkowie Dąmbskiego stawali zawsze, jak mówią, do aktów, niby strona interesowana, zastrzegająca sobie wyłączne prawo własności do zatopionego skarbu. Za byłego zaś rządu pruskiego, właściciel dóbr sprowadził podobno z Gdańska majtka, który zanurzywszy się w jezioro, przekonał się, że na dnie jest rzeczywiście skrzynia żelazna dziewięć stóp długa na półwozie, w muł zagrzęźnięta. Wartoby zachęcić archeologów do jakiego stowarzyszenia się celem wydobycia tak ciekawego zbioru dawnych zabytków. Do takowego przedsięwzięcia znalazłoby się bezwątpienia wielu akcyonaryuszów, aby tylko stanął naczelnik, dający swojem usposobieniem rękojmię możności doprowadzenia do skutku zamierzonego dzieła.

M. M. M.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” 1895 nr 4

O prześladowaniu dawnych palaczy

14 listopada 2009

DYMEK Z PAPIEROSA.

Minęło właśnie lat sześćdziesiąt pięć…

Nie sądźcie że chodzi o wiosnę ludów, rewolucyę lutową, bombardowanie Rzeszowa, albo powstanie węgierskie, albo o wiele innych rzeczy, które się działy w wielkim roku 1848.

Wynalazłem rocznicę inną, rocznicę którą daremnie staralibyście się odgadnąć.

Odkryłem, iż minęło właśnie sześćdziesiąt pięć lat od chwili, w której pozwolono ludziom w Europie… na ulicy palić papierosy! Do roku 1847 rzecz taka była w większości państw europejskich surowo wzbroniona.

Nie rozśmiej się, czytelniku. Sprawa traktowana seryo.

Jeśli się zaś roześmiejesz, to okazujesz się tem samem czarnym niewdzięcznikiem wobec papierosa, którym się właśnie rozkosznie przy czarnej kawie zaciągasz. Dla przodków mieszkańca twej srebrnej papierośnicy była bowiem owa chwila w r. 1848 przełomowa w dziejach walki jaką prowadzili, aby zdobyć i zabrać w niewolę – człowieka, aby się nierozerwalnym powojem owinąć dokoła jego egzystencyi. A walka to była zaciekła wytężająca i przebiegła, a ciągnęła się jeszcze od czasów Kolumba. Przez 500 lat brał się narkotyk za bary z człowiekiem.   Czytaj dalej…

Fałszowanie zabytków

14 listopada 2009

O fałszowaniu zabytków i współczesnych dzieł sztuki.

Największą, bez przesady, plagą zbiorów publicznych i prywatnych są falsyfikaty, zalewające coraz liczniej wszelkie antykwarnie. wciskające się z ciągle większem natręctwem do gablot nawet wielkich muzeów, mimo ustawicznej i natężonej ostrożności uczonych kierowników. Można powiedzieć, że odkąd tylko poczęto na szerszą skalę tworzyć zbiory i od chwili rozprzestrzenienia się po świecie zorganizowanego handlu antykami, osobliwościami i tworami sztuk pięknych – odtąd pojawiają się obok autentycznych fałszywe okazy, a w miarę postępu techniki i udoskonaleń fabrycznych coraz lepsze, wierniejsze i złudniejsze naśladownictwa, coraz trudniejsze do gruntownego wykorzenienia.

Skoro mowa o fałszowaniu dzieł sztuki – nie bez słuszności możnaby wspomnieć o czasach starożytnych; ale ściśle rzecz biorąc, w odniesieniu do skoordynowanej akcyi oszukańczej, dopiero właściwie epoka Odrodzenia zapoczątkowuje planowy z świadomością niecnego celu poprostu przemysł fałszerski. Popyt podówczas na wykopaliska klasyczne, obrazy i rzeźby współczesne był wielki, całe tłumy najznakomitszych osobistości zjeżdżały się w różnych sprawach do Wenecyi, Rzymu i t. d. i wykupywały przy tej sposobności wszystko, co się jeno dało; kto zaś osobiście podążyć tam nie mógł, nabywał upragnione przedmioty za pośrednictwem specyalnych agentów, którzy utrzymywali zastępy wprawnych podrabiaczy. Zdarzało się bowiem nierzadko, iż jedno i to samo jakieś dzieło chciało posiąść kilku amatorów, trzeba więc było zadowolić wszystkich.   Czytaj dalej…

Polacy w kraju góralów czeskich

14 listopada 2009

Polacy w kraju góralów czeskich.

W najbardziej na zachód wysuniętej części Czech jest kraj, od wieków zamieszkały przez Czechów (po czesku t. zw. chodów, to jest Czechów rodzimych niejako górali, którzy zachowali najbardziej typ ludowy czeski), dotąd najwierniej ze wszystkich krajów czeskich obstawający przy swych tradycyach narodowych, przy swych zwyczajach i strojach narodowych. Chodowie ci utrzymali cały stary typ słowiański i osiedleni są przy samej granicy bawarskiej, której zawsze z zapałem wprost przysłowiowym bronili przed najazdami Niemców. W literaturze czeskiej uwiecznił ich boje narodowe w obronie Czech najlepiej ich narodowy powieściopisarz Al. Jirasek w powieści „Psohlawcy” (Chodowie mają w znaku, herbie, głowę psa, ztąd tytuł powieści), wydanej po czesku w 27 wydaniach a dwa razy przetłumaczona już też na język polski. Jest to dzisiaj najbardziej rozpowszechniona książka czeska. Chodowie do dziś dnia noszą jeszcze swój stary barwny krój narodowy a kraj ich corocznie w porze letniej jest celem, wycieczek turystów francuskich, włoskich, szwajcarskich, angielskich i niemieckich. Do tego kraju przybyło teraz także kilka tysięcy uciekinierów polskich z Galicyi. Przyjmowano ich tam ze starą gościnnością słowiańska i zaraz też założono dla dzieci ich dwie szkoły polskie.

„Dziennik Poznański” z 10 grudnia 1914

Skarb z czasów napoleońskich

14 listopada 2009

Pod Elblągiem znaleźli robotnicy pod podłogą starego domu, gdy go rozbierali, skarb z czasów wojen napoleońskich czyli z początku bieżącego wieku. Pieniądze rozdzieli między siebie i zaczęli je puszczać w obieg, nic nie mówiąc o źródle, z którego takowe pochodzą Ale policya wpadła na trop i wytoczyła śledztwo. Dotychczas odzyskano 3000 sztuk znalezionej monety.

„Dziennik Kujawski” z 21 maja 1895

Skarb spod Brześcia

14 listopada 2009

Skarb.

Z okolic Brześcia Litewskiego odbiera „Słowo” od jednego z czytelników wiadomość o znalezieniu we wsi Dmitrowiczach skarbu w ziemi Kopano jamę dla ukrycia padliny i natrafiono na stary, nawpół już zbutwiały ul, w którym, po rozrąbaniu go, znaleziono bardzo dużo srebrnej i złotej monety. Znalezione monety rosyjskie i polskie pochodziły przeważnie z pierwszych lat bieżącego stulecia i ostatnich lat XVIII w.; były jednak i monety późniejsze, np. półimperyały z r. 1854 i dziesiątki polskie z r. 1840. Skarb zakopano do ziemi prawdopodobnie około r. 1863.

„Dziennik Kujawski” z 29 stycznia 1895

« Poprzednia stronaNastępna strona »