Archiwum miesięcy: Listopad 2009

Fałszowanie zabytków

14 listopada 2009

O fałszowaniu zabytków i współczesnych dzieł sztuki.

Największą, bez przesady, plagą zbiorów publicznych i prywatnych są falsyfikaty, zalewające coraz liczniej wszelkie antykwarnie. wciskające się z ciągle większem natręctwem do gablot nawet wielkich muzeów, mimo ustawicznej i natężonej ostrożności uczonych kierowników. Można powiedzieć, że odkąd tylko poczęto na szerszą skalę tworzyć zbiory i od chwili rozprzestrzenienia się po świecie zorganizowanego handlu antykami, osobliwościami i tworami sztuk pięknych – odtąd pojawiają się obok autentycznych fałszywe okazy, a w miarę postępu techniki i udoskonaleń fabrycznych coraz lepsze, wierniejsze i złudniejsze naśladownictwa, coraz trudniejsze do gruntownego wykorzenienia.

Skoro mowa o fałszowaniu dzieł sztuki – nie bez słuszności możnaby wspomnieć o czasach starożytnych; ale ściśle rzecz biorąc, w odniesieniu do skoordynowanej akcyi oszukańczej, dopiero właściwie epoka Odrodzenia zapoczątkowuje planowy z świadomością niecnego celu poprostu przemysł fałszerski. Popyt podówczas na wykopaliska klasyczne, obrazy i rzeźby współczesne był wielki, całe tłumy najznakomitszych osobistości zjeżdżały się w różnych sprawach do Wenecyi, Rzymu i t. d. i wykupywały przy tej sposobności wszystko, co się jeno dało; kto zaś osobiście podążyć tam nie mógł, nabywał upragnione przedmioty za pośrednictwem specyalnych agentów, którzy utrzymywali zastępy wprawnych podrabiaczy. Zdarzało się bowiem nierzadko, iż jedno i to samo jakieś dzieło chciało posiąść kilku amatorów, trzeba więc było zadowolić wszystkich.   Czytaj dalej…

Polacy w kraju góralów czeskich

14 listopada 2009

Polacy w kraju góralów czeskich.

W najbardziej na zachód wysuniętej części Czech jest kraj, od wieków zamieszkały przez Czechów (po czesku t. zw. chodów, to jest Czechów rodzimych niejako górali, którzy zachowali najbardziej typ ludowy czeski), dotąd najwierniej ze wszystkich krajów czeskich obstawający przy swych tradycyach narodowych, przy swych zwyczajach i strojach narodowych. Chodowie ci utrzymali cały stary typ słowiański i osiedleni są przy samej granicy bawarskiej, której zawsze z zapałem wprost przysłowiowym bronili przed najazdami Niemców. W literaturze czeskiej uwiecznił ich boje narodowe w obronie Czech najlepiej ich narodowy powieściopisarz Al. Jirasek w powieści „Psohlawcy” (Chodowie mają w znaku, herbie, głowę psa, ztąd tytuł powieści), wydanej po czesku w 27 wydaniach a dwa razy przetłumaczona już też na język polski. Jest to dzisiaj najbardziej rozpowszechniona książka czeska. Chodowie do dziś dnia noszą jeszcze swój stary barwny krój narodowy a kraj ich corocznie w porze letniej jest celem, wycieczek turystów francuskich, włoskich, szwajcarskich, angielskich i niemieckich. Do tego kraju przybyło teraz także kilka tysięcy uciekinierów polskich z Galicyi. Przyjmowano ich tam ze starą gościnnością słowiańska i zaraz też założono dla dzieci ich dwie szkoły polskie.

„Dziennik Poznański” z 10 grudnia 1914

Skarb z czasów napoleońskich

14 listopada 2009

Pod Elblągiem znaleźli robotnicy pod podłogą starego domu, gdy go rozbierali, skarb z czasów wojen napoleońskich czyli z początku bieżącego wieku. Pieniądze rozdzieli między siebie i zaczęli je puszczać w obieg, nic nie mówiąc o źródle, z którego takowe pochodzą Ale policya wpadła na trop i wytoczyła śledztwo. Dotychczas odzyskano 3000 sztuk znalezionej monety.

„Dziennik Kujawski” z 21 maja 1895

Skarb spod Brześcia

14 listopada 2009

Skarb.

Z okolic Brześcia Litewskiego odbiera „Słowo” od jednego z czytelników wiadomość o znalezieniu we wsi Dmitrowiczach skarbu w ziemi Kopano jamę dla ukrycia padliny i natrafiono na stary, nawpół już zbutwiały ul, w którym, po rozrąbaniu go, znaleziono bardzo dużo srebrnej i złotej monety. Znalezione monety rosyjskie i polskie pochodziły przeważnie z pierwszych lat bieżącego stulecia i ostatnich lat XVIII w.; były jednak i monety późniejsze, np. półimperyały z r. 1854 i dziesiątki polskie z r. 1840. Skarb zakopano do ziemi prawdopodobnie około r. 1863.

„Dziennik Kujawski” z 29 stycznia 1895

Skarb w zegarze

14 listopada 2009

Niezwykły nabytek, ale nie drogą kradzieży zrobił pewien kupiec w Riece. Kupił mianowicie stary zegar ścienny na tandecie i przyniósłszy go do domu począł koło niego majstrować próbując, czy go nie namówi do chodzenia. Aliści odśrubowawszy tylną deszczułkę, na wewnętrznej jej stronie ujrzał napis: „Ja, Mikołaj Jeraudich, kapitan firmy Fratelli Siveric, ukryłem w tym zegarze cały mój majątek, który przekazuje kuzynowi mojemu Antoniemu Jeraudichowi z Lublany. Skarb ukrywam tutaj dla tego, żeby go uchronić przed innymi krewnymi. D. 5 Czerwca 1854 r. Jakoż w werku zegara znalazła się garść drogich kamieni, wartająca parę kroć stotysięcy koron. Poczciwe kupczysko nią zawachał(*) się ani na chwilę, zapakował znaleziony skarb starannie i przesłał go władzom lublańskim, dla doręczenia go Antoniemu Jeraudichowi lub jego spadkobiercom. Niedługo jakoś potem otrzymał z Lublany urzędowe zawiadomienie że tam ani Antoniego Jeraudicha, ani jego spadkobierców niema, że zatem rząd zabiera skarb na swoją własność. Taka decyzya atoli nie spodobała się kupcowi i wytoczył rządowi proces o zwrot skarbu jako jego znalazca, Można być ciekawym rezultatu procesu!..

„Głos Rzeszowski” z 4 marca 1905

(*) tak w oryginale

Skarb z Rzymu

14 listopada 2009

Z Rzymu. Znalezienie wielkiego skarbu.

Dla Ojca św. niesie ofiarę cały świat, lecz nie tylko ludzie niesą ofiarę, lecz i ziemia. Przed niedawnem czasem znaleziono przy kopaniu dołu na fundamenta mostu mnóstwo marmuru i wyrobów marmurowych jako to: framug, posągów i t. d., które od kilku wieków w ziemi spoczywały, i dopiero teraz wychodzą na jawo, kiedy Ojciec św. w największéj znajduje się potrzebie. Kopią co raz dalej i co raz więcéj dostawają skarbów starożytnych. Lecz i same stare mury zamków papiezkich otwierają się dla Ojca św. Oto gdy odnawiano podłogę w warownym zamku, zwanym Engelsburg, odkryto ogromny skarb złota i srébra, o którym nikt nie wiedział. Domniewają się, że to sławny skarb Sykstusa V, o którym między ludem krążyły aż dotąd różne powieści. Niewierni powiedzą, że to przypadek, lecz wierni poznawają w tem palec Opatrzności Boskiéj.

„Zwiastun Górnoszlązki” z 5 czerwca 1868

Skarb w Krakowie

14 listopada 2009

Wykopaliska.

W Krakowie odbywa się od paru miesięcy przebudowa Magistratu i zakładanie kaloryferów w dawnym pałacu Wielopolskich. Przy tej sposobności musiano przebijać sufity i sklepienia, przyczem okazało się, że między sufitem a podłogą następnego piętra jest przestrzeń wolna na pół metra blisko. Przy przebiciu w jednem miejscu wysypały się razem z gruzami i pieniądze tam widocznie umieszczone, spadły na niższe piętro i razem z rumowiskiem wyrzucone zostały na kupę gruzów i śmieci na dziedzińcu leżącą. Robotnicy tam zajęci pierwsi rzucili się na skarb odkryty, później przychodzili zupełnie obcy ludzie grzebać w rumowisku. Doszło nawet do tego. że ekspresi sitem przesiewali gruz i z pełnemi kieszeniami monet wracali do miasta. Dopiero po tygodniu takiej rabunkowej gospodarki doszła wieść o tem do uszu władz muzealnych i magistrackich, a dochodzenia w tej sprawie wydały bardzo mierny rezultat. Od służby i robotników zdołano wydostać zaledwie kilkadziesiąt monet, podczas gdy w przybliżeniu należy oceniać skarb na jakie 500 do 600 sztuk monet. Z tego, co ocalało, pokazało się przy bliższem zbadaniu, że są to szelągi Albrechta brandenburskiego ziem pruskich gdańskie i elbiągskie Zygmunta I z lat 1530-tych. Wśród monet, które do rąk muzealnych się nie dostały, miały być również szelągi Zygmunta III.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” kwiecień 1912

Skarb dukatów holenderskich

14 listopada 2009

Skarb dukatów holenderskich.

W lipcu 1910 dokonano odkrycia wielkiego skarbu złotych monet holenderskich we wsi Steniatynie w pow. Sokolskim. Rzecz miała się następująco: Majątek Steniatyn z dworkiem właścicieli przechodził rozmaite koleje i w ostatnich latach dostał się w ręce parcelanta żydowskiego. Ten rozsprzedał cała posiadłość, a dworek z częścią gruntów odsprzedał niedawno pewnemu włościaninowi. Nowy ten właściciel M. Radzimiński, postanowił zburzyć starożytny dworek i zbudować na tem miejscu nowy dom mieszkalny. Przy rozbieraniu dworku natrafił robotnik na kilka monet złotych, które zaniósł do Radzimińskiego. Ten odprawił go, a sam wziął się do skrupulatnych poszukiwań w fundamentach, w których dokopał się też skarbu, złożonego z monet złotych wagi 70 kg. Za poradą pewnych ludzi Radzimiński zawiózł wykopalisko całe do Wiednia i tam sprzedał je za dwadzieścia kilka tysięcy koron, nie zostawiając niczego w kraju. Niewiadome czy między monetami nie znajdowały się jakieś polskie lub inne, ponieważ nikt z powołanych nie miał sposobności przeglądnięcia wykopaliska. Po sprzedaniu zaś jego zgłosili rozmaici interesowani swoje pretensye do podziału kwoty uzyskanej z sprzedaży i udali się nawet na drogę sadową.

Na ziemi naszej, styczeń 1911.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” kwiecień 1911

Skarb w cerkwi

14 listopada 2009

Wykopalisko w Czyżykowie.

Obecnie muruje się w Czyżykowie nowa cerkiew na miejscu starej drewnianej, w roku 1707 budowanej. Kopiąc doły do zakopywania londyn t. z. słupów do rusztowań, wewnątrz cerkwi, wykopano garnuszek siwy mały, z którego rozsypały się dukaty, a były one skórką przykryte. Robotnicy i murarze sądzili, że były to blaszki mosiężne i rozchwycili je pomiędzy siebie, ale jeden z poważniejszych gospodarzy, Jan Tańków przyniósł do mnie trzy sztuk, były to holenderskie dukaty; udałem się zaraz na miejsce, gdzie wykopano i rozkazałem, by wzięte dukaty oddano. Wprawdzie złożono około 200 sztuk, jednakowoż sądząc po czystej przestrzeni garnuszka, musiano ich wiele zatrzymać, z tej przyczyny wpłynąłem na naczelnika gminy, by posłał po żandarma w celu poszukiwania dalszego. Na drugi dzień przy żandarmie przekopano całą przestrzeń, na której dawna drewniana cerkiew stała i znaleziono w zwykłej lampce kościelnej 80 dukatów, a później luźnie leżących 22, tak, że razem było 302 dukatów; w trzecim rogu cerkwi znaleziono garnuszek z 78 rublami, w czwartym rogu zaś około 400 sztuk złotówek i półzłotówek polskich. Dukaty były po największej części holenderskie, austryackie z czasów Maryi Teresy i inne literami początkowemi znaczone, ale dość niewyraźne. Ruble 70 szt. były z XVIII w., 8 sztuk z XVII w., zaś złotówki z bardzo niewyraźnemi znakami. Żandarmerya zawiadomiła Starostwo, które posłańca przysłało i kazało odwieść do Lwowa, co też uskuteczniono.

Czyżyków 4 sierpnia 1895.

Alex. Roloff.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” 1895 nr 2-3

Skarb w kościele

14 listopada 2009


Znalezione skarby.

W artykule pod tym samym tytułem omawia Miesięcznik kościelny (Poznań, rok 1910. styczeń) następujący wypadek. Rzecz dzieje się w Poznańskiem. Przy budowie kościoła znaleziono w puszce kilkanaście monet złotych i srebrnych, oraz inne drogocenne rzeczy. Gmina kościelna jest właścicielką gruntu, a rząd patronem kościoła. Puszkę znalazł robotnik K. Kto jest właścicielem znalezionego skarbu? Odpowiedź na to pytanie daje § 984 kodeksu cywilnego pruskiego, orzekający, że jeżeli się znajdzie i weźmie w posiadanie rzecz, która tak długo leżała ukryta, że jej właściciela odszukać już nie można, wtenczas nabywa własność w połowie ten, kto ją znalazł, w drugiej połowie zaś właściciel tej rzeczy, w której skarb był ukrytym. W tym wypadku zatem skarb przechodzi po połowie na własność gminy kościelnej i robotnika.

Przepis powyższy nie obowiązuje w całych Niemczech, ponieważ na mocy art. 109 ustawy, zaprowadzającej kodeks cywilny, zachowały siłę obowiązującą przepisy krajowe, według których w publicznym interesie za odszkodowaniem należy oddać władzy znalezione stare monety lub inne starożytne zabytki. W prawie krajowem pruskiem takich przepisów niema, w innych krajach, np. w Wirtembergii, istnieją.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” kwiecień 1910

Telegraf bez drutu jako przyrząd meteorologiczny

14 listopada 2009

Telegraf bez drutu, jako przyrząd meteorologiczny.

Młody uczony francuski F. Duroquier, ogłosił w czasopiśmie „Nature” rezultaty swych badań nad telegrafem bez drutu, jako aparatem meteorologicznym. Doświadczenia swe i obserwacye prowadził Duroquier przez cały rok na stacyi telegrafu bez drutu w miejscowości Danche, w departamencie Inre et Loire we Francyi; aparat telegraficzny połączył w swych doświadczeniach z telefonem otrzymał bardzo ciekawe wyniki.

Wszelkim perturbacyom meteorologicznym towarzyszą, jak wiadomo, perturbacje elektryczne. Perturbacye zaś elektryczne mogą być zaraz przy ich powstaniu w bardzo rozległym okręgu odczuwane przez aparaty, czułe na elektryczne (Hertza), powstające w atmosferze przy różnych zmianach pogody. Okazuje się, że aparat telegrafu bez drutu, jako czuły na fale Hertza, daje zupełnie nieoczekiwaną możność badania elektryczności atmosferycznej, w praktycznem zaś wyzyskaniu tych studyów daje pożyteczne wskazania co do stanu atmosfery. Obecnie określenia naukowej meteorologii ograniczają się do określenia burz, przyczem w tym celu stosowane są albo dźwiękowe sygnały – dzwonki, albo aparaty piszące, połączone z elektrycznemi detektorami; wszelkie wyładowanie burzowe elektryczności na wielkiej odległości sygnalizuje dzwonek lub gwałtowna deformacya linii krzywej na zapisującym aparacie. Duroquier zastosował nowy, bardzo prosty sposób obserwacyi, którego dotąd nie używano, a mianowicie, telefon. Pioruny, deszcz, zimno burze, regestruje odbieracz telefoniczny przy aparacie radiotelegraficznym przez charakterystyczne „zjawiska dźwiękowe”, które Duroquier nazywa „pasożytami atmosferycznemu”, t j. „saletnikami” rozmaitych zmian pogody. Duroquier stwierdził i zanotował w telefonie następujące typowe dźwięki: silny, powtarzający się i rosnący trzask oznacza zbliżającą się burzę piorunową i naodwrót, przy oddalaniu się burzy trzask słabnie i rozlega się rzadziej; padający nawet bardzo daleko od stacyi grad powoduje lekki świst, pochodzący ze słabych wyładowań elektrycznych wśród stykających się kulek gradu; obniżenie się temperatury, przymrozkom jesiennym, towarzyszą słabe dźwięki, przypominające klaskanie w ręce; przybliżanie się deszczu, śniegu, mgły, robiącym powietrze lepszym przewodnikiem elektryczności, sprzyja większej dokładności radiotelegraficznych wskazań, a odwrotnie działa zimno i suchość atmosfery.

Wszyscy mający do czynienia nawet ze zwykłym aparatem telefonicznym, czynnym na większych przestrzeniach t. zw. „międzymiastowym”, n. p. urzędnicy przy telefonach, dziennikarze, mogli zaobserwować podobne zjawiska; teraz po doświadczeniach Duroquiera mogą systematyzować swoje spostrzeżenia i uzupełniać.

Po tem sprawozdaniu z rezultatów swoich obserwacyi, Duroquier daje wskazówki co do szczegółów z doświadczeń z przepowiadaniem pogody na stacyach telegrafu bez drutu i wskazuje na ważność i konieczność podobnych „aerologicznych” spostrzeżeń, które w połączeniu z innemi danemi, pozwolą meteorologii z większą niż dotychczas pewnością i dokładnością przepowiadać pogodę.

„Głos Rzeszowski” z 28 września 1913

Zwyczaje i obyczaje ludowe w rzeszowskiem

14 listopada 2009

WAWRZYNIEC WILK.

Zwyczaje i obyczaje ludowe w rzeszowskiem.

IV.

Nadzwyczaj żywa jest wśród naszego ludu wiara w cuda i w cudowne objawienia, w duchy dobre i złe.

Często rozchodzi się nagle wieść, że tam a tam objawiła się Matka Boska – na drzewie, na roli, w studni – zaraz ciągną na to miejsce tłumy pobożnych i powstają najrozmaitsze opowiadania na temat „Cudownego Objawienia”; każdy opowiada, jak widział, co widział i gdzie widział, a każdy widział inaczej, ale widział na-pewne. Trwa to nieraz dość długo, dopóki nie uda się duchowieństwu przekonać ludzi, że to złudzenie, że tam nic nie widać i nic niema. Zdarzyło się to dość dawno pod Rzeszowem u źródła Mikośki i przed siedmiu laty w Krzątce, a w Rzeszowie jeszcze dziś widzą niektórzy na zewnętrznej ścianie presbiteryum dawnego kościoła Reformatów obraz Matki Boskiej, który się nie daje zamalować.

Trudno dalej wytłumaczyć tym, którzy byli n. p. na Kalwaryi, że Chrystusa nie ukrzyżowano pod Przemyślem, bo: „przeciez tam jest Cedron, Góra oliwna, przecie idzie procesya od Annasza do Kaifásza i Piłáta, przecież tam kładą Chrystusa do grobu” i t. d.

Niektórzy znowu widzieli, jak się niebo otwierało, a było to tak: „Spał w polu w nocy przy koniach, budzi się, słuchá, a tu coś skrzyp! Patrzy do góry, a tu łuna okrutná, a jasność taká, że się patrzyć ni możno. Słychać ci było takie granie i takie śpiéwanie, że ci się dusza pchała do gardła i zęby trza było zaciskać, żeby nie uciekła. Trwało to ze śtyry sekundy, a potem – klap, jak to wieko u skrzyni ci klapło i znów pomroka okrutná”.

Każdy ma swojego dyabła i swojego anioła, nabożeństwo do Anioła Stróża jest tak wielkie, jak nienawiść dyabła. Dyabły przesiadują na granicach, na moczarach, na bagnach i w zaroślach nadrzecznych. Często gonią po polu, jako „światełko” – błędny ognik! – „Są to dwie świécki na stolicku, co som leci, a jakby ci go chto złapie, to wali go w pysk, jaz sie przewráá i leci dali” – opowiadają. Niejednego już dyabeł wodził przez kilka godzin po wertepach, zwłaszcza gdy wracał skądś tamtędy „o punocku” i do tego trochę „zawrózony”.   Czytaj dalej…

O uświadomieniu narodu ruskiego

14 listopada 2009

Ze świata.

Szczęśliwi ci Ukraińcy galicyjscy! Nie tylko kochają ich hakatyści, ale i los sprzyja im widocznie, gdyż po każdem ich żnamienniejszem wystąpieniu zsyła zaraz wypadki, które na to wystąpienie rzucają światło pouczające.

W tych dniach p. Budzynowski, jeden z wielkich koryfeuszów wielkiego galicyjsko-ukraińskiego narodu, w rozmowie z korespondentem „Słowa polskiego” twierdził, że porozumienie, że wynalezienie jakiegoś modus vivendi między Polakami a Rusinami jest koniecznością, gdyż bez tego zginą nie tylko Polacy i Rusini, ale Austrya, Rosya, no i zapewne świat cały, – z drugiej zaś strony dowodził, że do takiego porozumienia przyjść nie może i nigdy nie przyjdzie. A w trakcie tej złowrogiej rozmowy powiedział między innemi, że Polacy nie maja pojęcia, jak dobrze lud ruski jest już „uświadomiony.”

I oto jednocześnie w „Haliczaninie,” organie starorusinów, ukazała się korespondencya jednego z proboszczów ruskich, który donosi, że w tych dniach przyszli do niego jego parafianie z wiadomością, że u nich we wsi był – nieboszczyk arcyksiążę Rudolf.

Wiadomo, że wśród ludu wiejskiego, zwłaszcza ruskiego w Galicyi utrzymuje się wiara, że arcyksiąże nie zginął w Meierlingu, tylko przez długie lata więziony był w ciemnym lochu za to, że zanadto kochał chłopów i chciał im rozdać wszystkie „lisy i pasowiska” (lasy i pastwiska). Obecnie chodzi znów po świecie i w tych dniach pojawił się właśnie w okolicy Perehińska. Był bardzo blady, chudy i strasznie wymizerowany, ale od chłopów żadnego posiłku przyjąć nie chciał, mówiąc że żyje tylko własnemi łzami, które wylewa cierpiąc za miłość do chłopów i za prawdę. Miał dwa krzyże: jeden większy w ręku, drugi mały na piersiach, okrutnie błyszczący. Tym większym błogosławił lud i dawał go do pocałowania. Gdy się chłopi zaczęli uskarżać przed nim, że im jelenie i dziki wielkie szkody zrządzają w polach, uspokajał ich, że to wszystko będą mieli wynagrodzone. Jednemu z gospodarzy obiecał przysłać trzysta koron, tylko zażądał kilka koron na pocztę i stemple. Chłop nie mając pieniędzy, dał mu zegarek. Innym także naobiecywał różnych rzeczy i pobrał zaliczki na koszta przesyłki. Zapewnił, że za tydzień znów przyjedzie i zacznie rozdawać lasy kameralne. Wreszcie kazał się odwieźć do Słotwiny, a gdyż odwożący go chłop nie chciał wziąść zapłaty za furmankę, tak się rozszczulił, że całej wsi wszystkie podatki na wiek wieków darował.

Wszelkie perswazye księdza, że to prosty oszust wywiódł ich w pole, nie zdały się na nic, nawet i to, że ów „Rudolf boży” nie dotrzymał słowa i nie pojawił się więcej, nic nie pomogło, bo to widocznie „pany”, w strachu o „lisy i pasowiska”, pochwycili go znowu i napowrot wsadzili do lochu.

Oto faktyczne stwierdzenie chełpliwych słów p. Budzynowskiego o wysokiem uświadomieniu i kulturze ludu ruskiego w Galicyi!

„Głos Rzeszowski” z 6 września 1908

C.K. sądy doraźne

14 listopada 2009

Ogłoszenie sądów doraźnych.

„Gazeta Lwowska” ogłasza następujące obwieszczenie:

C. i k. naczelny komendant armii zarządził rozkazem z 3. sierpnia br. na podstawie paragrafu 481 wojskowej procedury karnej odnośnie do wszystkich osób, podlegających sądownictwu wojskowemu w obrębie armii w polu wprowadzenie postępowania doraźnego co do następujących zbrodni:
1) zbrodnia buntu, 2) zbrodnia dezercyi, 3) zbrodnia uwiedzenia lub dania pomocy do naruszenia zaprzysiężonego obowiązku służby wojskowej, 4) zbrodnia rozruchu, 5) zbrodnia nieuprawnionego werbowania, 6) zbrodnia szpiegostwa i innych zbrodniczych działań przeciw sile zbrojnej państwa, 7) zbrodnia zdrady stanu, 8) zbrodnia obrazy majestatu, 9) zbrodnia zaburzenia pokoju publicznego, 10) zbrodnia powstania, 11) zbrodnie: morderstwa, zabójstwa, ciężkiego uszkodzenia ciała i rabunku, jeżeli te czyny karygodne popełniły osoby, nie należące do własnej siły zbrojnej na osobach, będących w czynnej służbie wojska, marynarki wojennej, obrony krajowej, pospolitego ruszenia, na organach żandarmeryi polnej lub na innych osobach, należących do związku żandarmeryi, o ile te ostatnie stoją w wojskowo zorganizowanej służbie zabezpieczenia kolei żelaznych lub telegrafu (telefonu) lub w wojskowo zorganizowanej służbie zabezpieczenia granic (brzegów morskich), 12) zbrodnia gwałtu publicznego przez złośliwe uszkodzenie kolei itd., 13) zbrodnia gwałtu publicznego przez złośliwe działanie lub zaniechanie wśród szczególnie niebezpiecznych okoliczności, 14) zbrodnia gwałtu publicznego w §§ 362 1564 wojskowej ustawy karnej w innych przypadkach niewymienionych w punktach 12, 13 i 14, jeżeli czynu karygodnego dopuszczono się na własności skarbu wojskowego lub obrony krajowej albo na rzeczach, których zarząd lab ruch sprawuje skarb wojskowy lub obrona krajowa.

„Głos Rzeszowski” z 15 sierpnia 1914

Jazda na gapę

14 listopada 2009

Jazda na gapę.

Pokazuje się, że nie tylko w Królestwie polskiem uprawianą jest na wielką skalę jazda „na gapę” tj. bez biletu, praktykuje się to także od dawna u nas w Galicyi i to masowo. Widocznie ponoszą tu winę nietylko jacyś oszuści nieuczciwi konduktorzy, którzy za złożeniem pewnej opłaty tolerują bezpłatnych pasażerów – lecz ponoszą winę niewątpliwie także i władze kontrolne, które nie spełniają należycie swych obowiązków. Wobec zniżonej w taki sposób ceny jazdy, korzystało z komunikacyi kolejowej naturalnie więcej osób, aniżeliby się to było działo w warunkach normalnych i pociągi bywały przepełnione – na czem wychodzili najgorzej ci, którzy nie korzystali z żadnych zniżek ani też prawdziwych, czy też fałszywych legitymacyi.

Jazda „na gapę”, jak donoszą z Krakowa, praktykowaną była na wielką skalę przy pociągach lwowskich i trudno rzeczywiście zrozumieć, jak to mogło się dziać przez długie czasy, zupełnie bez przeszkody. Taki konduktor, zajęty pasażerami nie mającymi wcale biletów, opłacającymi jemu tylko haracz – lekceważył naturalnie tych pasażerów, którzy płacili za bilety przy kasie — i dlatego tyle skarg ciągłych z powodu lekceważenia, szczególnie pasażerów III. klasy,

Wiele to razy pisano i żalono się na niegrzeczność wielu konduktorów III. klasy, nic nie pomagało. Odczuwać się zawsze dawał brak przedziałów dla niepalących i dla kobiet – w dodatku konduktorzy tolerowali to, że nawet w wagonach dla niepalących palono, a żądana interwencya konduktora nie odnosiła często skutku.

O wyłapaniu w ostatnich dniach w jednym tylko pociągu 76 pasażerów bez biletu lub z biletem podrobionym, donoszą z Krakowa:

„Onegdaj rano przeprowadzono ścisłą kontrolę przy dwóch pociągach: Nr. 20 ze Lwowa i Nr. 120 z Tarnowa. Pierwszy przychodzi o godzinie 4’50 rano i przywozi przeważnie emigrantów i robotników ze wschodniej Galicyi, drugi przychodzi i o godzinie 5’40 nad ranem i przywozi robotników i wyrobników z Bierzanowa, Kłaja, Bochni, Suchej, Raby, Woli Batorskiej i t d. Robotnicy ci pracują przy regulacyi Wisły, budowie kolektorów, wystawie architektonicznej i t. d. W jednym z tych pociągów w marcu wykryto 120 spreparowanych biletów zeszłorocznych; była to wskazówka, że te pociągi przedewszystkiem trzeba poddać dokładnej rewizyi. Rewizyę podjęła dyrekcya kolei państwowych w Krakowie przy pomocy dyrekcyi policyi. Dyrekcya kolei desygnowała kilku urzędników i rewizorów, a dyrekcya policyi naczelnika ekspozytury na dworcu, st. komisarza dra Jasińskiego, urzędnika p. Kantora, 7 ajentów i 20 żołnierzy policyjnych. Obsadzono wszystkie wyjścia z peronu; publiczność inteligentną, mającą bilety, odrazu wypuszczano; zatrzymywano tylko tych podróżnych, którzy nie mieli biletów lub mieli fałszywe. Wynik kontroli świadczy o stosowaniu nadużyć na wielką skalę. Siedmdziesiąt sześć osób miało fałszywe lub nieważne legitymacye, uprawniające do zniżonej ceny jazdy, dalej bilety prasowane. Dziesięć osób aresztowano; podały one fałszywe nazwiska, nie miały biletów, legitymacyi, ani pieniędzy. Aresztowani odstawieni zostali do powiatowego sądu karnego; reszta podróżnych, z którymi spisano protokół, będzie odpowiadała z wolnej stopy.

Śledztwo ustaliło, że pewnym kategoryom podróżnych dostarcza biletów jakaś dobrze zorganizowana spółka. Przeważnie są to bilety zeszłoroczne lub już użyte, ponownie przygotowane do użytku. Jak wiadomo, kasa kolejowa przy sprzedaży biletu wybija stempel na odwrotnej stronie z datą bieżącą, a nadto konduktor w pociągu przebija bilet. Tymczasem tak markowane bilety krążą później w obiegu, spreparowane umiejętnie, pozbawione stempla kasowego i przedziurkowania konduktorskiego. Bilety takie moczone są w wodzie; bibuła i karton pęcznieją, a później ulegają prasowaniu żelazkiem: przedziurkowanie biletu wypełniane jest zręcznie odpowiednią masą. Niepodobne przypuścić, aby robotnicy, każdy na własną rękę, przeprowadzili umiejętnie prasowanie i uzupełnianie zużytych kart kolejowych; czynności takie może spełniać tylko zarobkująca na większą skalę spółka. Władze stwierdziły nie tylko masowe po prostu posługiwanie się fałszywymi biletami, ale nadto nadużywanie legitymacyi, uprawniających do zniżonej ceny jazdy. Władze kolejowe postanowiły zaprowadzić teraz zaostrzoną kontrolę biletów na peronach i w pociągach, aby raz na zawsze uniemożliwić podobne oszustwa, które skarbowi kolejowemu przynoszą olbrzymie szkody.

„Głos Rzeszowski” z 9 czerwca 1912

« Poprzednia stronaNastępna strona »