Wpisy otagowane jako 1938

Pies wpadł w szał przy głośniku

28 lipca 2009

Pies wpadł w szał przy głośniku

W tragiczny sposób zakończyła się dla państwa Biggdle w Londynie audycja radiowa, nadawana z Kapstadtu. Po obszernym referacie o racjonalnej hodowli psa rasowego, wygłoszonym z okazji otwarcia wystawy psów, audycję zakończono transmisją szczekania zgromadzonych na wystawie psów. Niesione na falach eteru skowyty i szczekania psów wprowadziły buldloga państwa Biggdle w taką wściekłość, że zaczął rzucać się do głośnika, naszczekując gwałtownie. Gdy przyjaciel pana domu usiłował go powstrzymać, pies rzucił się na niego i przegryzł mu szyję tak fatalnie, że rozdarł tętnicę. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej, nieszczęśliwemu grozi utrata życia wskutek upływu krwi.

„Dziennik Ostrowski” z 20 października 1938

Plan miasta… mrówek

28 lipca 2009

Plan miasta… mrówek

Pewien uczony niemiecki badał olbrzymią kolonię mrówek. Wyliczenia doprowadziły go do stwierdzenia, że w kolonii tej mieszka 6-7 milionów mrówek.

Mrowisko składało się z 58 wielkich gniazd i 31 „podgniazd”. Tereny polowań rozciągały się naokoło mrowiska kolosu i obejmowały powierzchnię 6 hektarów. Po raz pierwszy zrobiono fotografię takiego mrowiska razem z siecią dróg i terenami polowań. Na przyszły rok niestrudzony badacz ma zamiar przekonać się, na ile „plan miasta” uległ zmianie.

Olbrzymie to gniazdo znajduje się w Meklenburgii w pobliżu miasta Malchin. Właściciel lasu otacza je specjalna pieczą – co staje się zupełnie zrozumiałe, gdy weźmiemy pod uwagę, że mrówki gorliwie niszczą wszelkie szkodniki. Tak wielkie zbiorowisko tych pożytecznych istotek jest więc prawdziwym majątkiem dla właściciela gruntu.

„Dziennik Ostrowski” z 21 lipca 1938

Psy i pieniądze

28 lipca 2009

Zabawną przygodę opowiada jeden z dzienników belgijskich: Towarzystwo myśliwych, wracając z polowania, wstąpiło na śniadanie do kawiarni w Saint-Mandé. Posiliwszy się, jeden z myśliwych p. M. X. wyjął z pugilaresu bilet 100 frankowy, i chcąc go podać kelnerowi, upuścił go we filiżankę pełną kawy swego sąsiada. Ten wydobywa kosztowny papier z swej filiżanki i przed oddaniem kelnerowi otrząsa go z kawy, którą był przesiąkły. W tejże chwili wysuwa się spod stołu pies trzeciego gościa, amator – jak się zdaje – kawy, chwyta niespodzianie przesiąkły nią papier i połyka go. – Można sobie wyobrazić zdumienie zgromadzonych, a potem dysputę ożywioną, której rezultatem było, że właściciel stufrankówki, jako też właściciel psa udali się do biura komisarza policyi. Pan X. zażądał śmierci pieska, aby mógł z jego żołądka wydobyć stracony papier, ale właściciel psa, utrzymując, że jego „toutou” wart przeszło 100 franków, nie chciał przystać na tego rodzaju kompensatę. Wśród takich okoliczności komisarz bardzo rozsądnie radził obu panom udać się przed sędziego, iżby sprawę zbadano i rozstrzygnięto.

„Dziennik Kujawski” z 14 stycznia 1894

 



Pies wygrał 20.000 złotych

W pewnej kolekturze gdyńskiej kupowali jacyś państwo los. Nie mogąc się zdecydować na wybór numeru, polecili rozwiązanie tego zagadnienia swemu… psu. Istotnie wilczur ku uciesze zgromadzonych – wybrał los. Okazało się, że ów wilczur miał prawdziwe „psie szczęście”, bo na los przez niego wybrany padło 20 tys. zł.

„Dziennik Ostrowski” z 20 marca 1938

Dezerter ukrywał się w piwnicy od 20 lat

26 lipca 2009

Dezerter ukrywał się w piwnicy od 20 lat

LILLE. – (United Press). – Sąd wojenny w Lille skazał w czwartek pewnego 51-letniego Francuza na 2 lata więzienia za dezercję z wojska w czasie wielkiej wojny. Skazany, który zbiegł z szeregów po bitwie nad Marną w r. 1914, przebywał w ukryciu u swego przyjaciela przez 23 lat. Przeszło 20 lat przebywał on prawie stałe w piwnicy niewielkiego domu chłopskiego. Kiedy w r. 1937 ów przyjaciel zmarł, musiał dezerter opuścić swe „mieszkanie” i wówczas zwrócił na siebie uwagę władz. Po ustalenia faktu dezercji oddano dezertera pod sąd.

„Dziennik Ostrowski” z 22 maja 1938

Harce zbiegłego z cyrku krokodyla na wodach gdańskiej Motławy

26 lipca 2009

Harce zbiegłego z cyrku krokodyla na wodach gdańskiej Motławy

„I. K. C.” donosi, że nielada popłoch wydarzył się w nocy z dnia 2 na 3 bm. w Gdańsku. Na jarmarku gdańskim t. zw. „Dominiku” jedną z atrakcyj był krokodyl „Ottokar”. Zmyliwszy czujność dozorcy, wydostał się w nocy z klatki na wolność i czując wodę w pobliskiej Motławie, powlókł się do rzeki i znikł w odmętach wody. Dodać należy, że krokodyl musiał czołgać się przez dwie ulice i dwa puste place.

Rano zauważono brak krokodyla. Równocześnie około godziny 6 rano 3 bm. dosyć daleko od miejsca rozłożenia się cyrku, podczas przejazdu promem portowym, łączącym – Wallgasse z przeciwnym brzegiem Motławy zauważono w wodzie jakąś bestię, wystawiającą od czasu do czasu ogon parametrowej długości na powierzchnię wody. Wkrótce pokazał się na powierzchni łeb potwora. Wówczas poznano krokodyla. Powstał nieopisany popłoch. Kobiety zaczęły z krzykiem uciekać.

Krokodyl od czasu do czasu wypływał na powierzchnię, zbliżał się do brzegu, nawet próbował wdrapać się na brzeg, ale wysokie obramowanie nadbrzeża nie pozwalało mu wydostać się na ląd. Wobec tego co chwilę przewracał się brzuchem do góry i na pewien czas wygrzewał się w ten sposób na słońcu, nie mając, jak można było wnioskować, złych zamiarów w stosunku do ludzi.

W niedługim czasie zebrały się na brzegu tysiące ludzi, zwłaszcza dzieci i młodzieży. Wszyscy z ogromnym zainteresowaniem przyglądali się niewidzianym nigdy harcom krokodyla w wodach Motławy.

Zaalarmowana policja portowa i lądowa oraz straż pożarna zjawiła się nad Motławą. Rozpoczęło się polowanie. Chciano go złapać żywego ale nie wiedziano jak, albowiem nie rozporządzono odpowiednimi narzędziami ani sieciami. Zresztą krokodyl, czując niebezpieczeństwo, zanurzał się pod wodę i wynurzał się rzadko, tylko dla zaczerpnięcia powietrza.

Dopiero po kilku godzinach polowania gdy już „Ottokar” porządnie się wygłodził, stał się łagodniejszy. Pozwalał łodzi zbliżać się. Przyniesiono ochłap mięsa i tym zwabiono go do samej łodzi. Gdy smacznie zajadał kęs mięsa nieznacznie zarzucono mu pętle na szyję i tułów i tak skrępowanego wciągnięto do łodzi Jeszcze w łodzi próbował parokrotnie wyrwać się do wody, ale już nie miał siły mocno trzymany przez kilku ludzi.

Tak dowieziono go do cyrku i wsadzono do klatki.

„Dziennik Ostrowski” z 6 sierpnia 1938

Lincze w USA cz.1

26 lipca 2009

W mieście Tyler w Teksas w Ameryce północnej murzyn znieważył i zamordował białą kobietę. Gdy wieść o tem rozniosła się, tłum białych rzucił się na mordercę i w obecności 7000 widzów spalił go żywcem na stosie, który podpalił własną ręką małżonek zamordowanej.

„Dziennik Kujawski” z 5 listopada 1895



Dokonano lynchu na murzynie

Wczoraj dokonano lynchu w m. Wiggins w stanie Missisipi. Na pewnego murzyna rzucono podejrzanie, iż dokonał on gwałtu na białej kobiecie. Około 200 mężczyzn rozpoczęło natychmiast poszukiwania murzyna, którego wreszcie znaleziono, ukrytego w ciężarowym samochodzie. Murzyna wyciągnięto z ukrycia i powieszono na gałęzi przydrożnego drzewa.

„Dziennik Ostrowski” z 24 listopada 1938

Nawet za niechlujstwo wysyłają do Berezy

26 lipca 2009

Nawet za niechlujstwo wysyłają do Berezy

Właściciel nieruchomości przy ul. Brzeskiej 5 w Warszawie, Szorek Judkowski ukarany został 3-miesięcznym aresztem i karą 1000 zł grzywny za straszliwe niechlujstwo, które utrzymywał w swoim domu, zamieszkałym przez przeszło 100 rodzin lokatorskich. Judkowskiemu grozi wysłanie do Berezy, ponieważ nieporządek jakim grzeszy jest u niego chroniczny.

Wszystkie klatki schodowe jego nieruchomości są b. brudne, tynki odpadają niemal z całego domu, śmietniki i ustępy są zniszczone, dach w wielu miejscach dziurawy i a tego powodu od dłuższego czasu ulegają zalewowi mieszkania na górnych piętrach itp.

„Dziennik Ostrowski” z 7 kwietnia 1938

Pionierskie wyczyny „naszego” handlu

26 lipca 2009

Pionierskie wyczyny „naszego” handlu

Mendel Futerko, obecnie więzień Berezy, do niedawna był zasłużonym pionierem polskiego handlu zamorskiego. Komuż przyszłoby bowiem na myśl, że nasz żwir może być przedmiotem rentownego wywozu na Jawę?

Wynalazek ten zrobiła wielka kompania handlowa pod firmą „Polskie Towarzystwo Eksportu Morskiego” i przez długi czas strzegła tajemnicy. Jednak pech prześladował zacnego eksportera, gdy bowiem wyładowywano w porcie Batawii transport zafrachtowany jako cukierki,jedna ze skrzyń urwała się z kranu i runęła na molo, rozbijając się w drzazgi. Żwir rozsypał się na ziemi, zdradzając tajemnice „naszej” ekspansji zamorskiej. Zebrał się tłum ludzi, żywo komentujących niesłychane oszustwo. W holenderskich koloniach ludzie nie znają takich cudownych wynalazków, jak transakcje wiązane i cukier dla celów eksportowych – to też uważano, że poprostu oszukany został odbiorca rzekomych cukierków.

W tym kierunku przedstawiono też sprawę w tamtejszej prasie. Nie inaczej zrozumiał też całą rzecz konsul honorowy Polski w Batawii. Jakoś jednak pokrzywdzony odbiorca w Batawii wcale nie wniósł żadnych pretensji z tego tytułu. Okazało się, że interes polega zupełnie na czym innym. Chodzi o uzyskanie kontyngentów na przywóz kawy i herbaty z kolonii holenderskich i o uzyskanie taniego cukru dla celów eksportowych, który można później… sprzedać w kraju. System premiowania wywozu i przyznawania kontyngentów przywozowych wzamian za dokonany wywóz, a wreszcie system ograniczeń dewizowych stworzyły cały szereg zupełnie szczególnych oszustw, nie znanych dawniejszym czasom.

„Dziennik Ostrowski” z 22 kwietnia 1938

Wandalski „sport” wiejskich wyrostków

26 lipca 2009

Wandalski „sport” wiejskich wyrostków

STANISŁAWÓW. – W powiecie horodeńskim od pewnego czasu niszczone były stale izolatory na słupach telefonicznych linii Horodeńka – Niezwiska. Nieznani sprawcy rozbijali je stale, powodując przeszkody, a nawet przerwy w połączeniu telefoniczno-telegraficznym.

Dochodzenia ustaliły, że niszczycielami była banda, złożona z 11 wyrostków wiejskich w wieku od 12 do 15 lat, którzy urządzili sobie „sport” z rozbijaniem izolatorów, ustanawiając rekordy, kto więcej ich rozbije.

Przeciwko ich rodzicom wystosowano doniesienia do władz za brak dozoru nad dziećmi.

„Dziennik Ostrowski” z 6 stycznia 1938

Za ruszczenie polskich nazwisk

26 lipca 2009

Sześć miesięcy więzienia za ruszczenie polskich nazwisk

W sądzie okręg. w Stanisławowie odbyła się rozprawa przeciw parochowi greck.-kat. ks. Osypowi Petraszowi z Bohorodczan, oskarżonemu o ruszczenie polskich nazwisk. Mianowicie przedkładając urzędowi gminnemu wyciąg z metryki poborowych swej parafii, dopuścił się on zruszczenia nazwisk rodowych, zmieniając nazwisko Pawła Nowickiego na „Pawło Nowyckyj”, a Gabriela Wieliczkowskiego na „Gawryło Wełyczkowskyj”, Za czyn ten sąd skazał ks. Petrasza na 6 miesięcy więzienia.

„Dziennik Ostrowski” z 27 września 1938


 

Znowu przekręcanie nazwisk polskich na ruskie

Władze polskie zmuszone były znowu zająć się osobami kilku parochów ruskich, którzy rozmyślnie przekręcali nazwiska swoich parafian, nadając im ruskie brzmienie. I tak ze wsi Paprotno pow. dobromilskiego, paroch, ks. Kormycz prowadził tak „skuteczną” akcję rusyfikacyjną, że przez 15 lat pracy duszpasterskiej nie zostawił w swej wiosce ani jednego nazwiska polskiego. Np. czysto polskie „Frankowski” zmienił na „Frankiwkij” itp.

Podobną akcję prowadził paroch Jan Olszański z Chyrowa, którym zainteresowały się władze, gdy ostatnio wykryło się, że zmienił w metryce szlachcica Semkowicza Terleckiego herbu Przestrzał nazwisko Terlecki na Terleckyj.

„Dziennik Ostrowski” z 10 listopada 1938

Uczennica gimnazjalna zastrzeliła koleżankę na strzelnicy

25 lipca 2009

Uczennica gimnazjalna zastrzeliła koleżankę na strzelnicy

Na strzelnicy w Leżajsku nas Sanem odbywały się ćwiczenia strzeleckie hufca gimnazjum żeńskiego. W pewnej chwili 19-letnia Anna Bohrerówna wystrzeliła tak nieszczęśliwie, że zabiła swą koleżankę Gizelę Guzik, która stała przy tarczy i zapisywała wyniki. Po przeprowadzeniu dochodzeń prokuratura sporządziła akt oskarżenia przeciwko Bohrerównie i kierowniczce hufca nauczycielce Kędziorównie. W wyniku przeprowadzonej rozprawy Bohrerówna została skazana na 6 miesięcy więzienia z zawieszeniem wykonywania kary, Kędziorównę natomiast uniewinniono.

„Dziennik Ostrowski” z 10 kwietnia 1938

„Armata” na wróble

25 lipca 2009

„Armata” na wróble zabiła swego konstruktora – ogrodnika

BYDGOSZCZ. Niezwykły wypadek miał miejsce we wsi Samsieczno pod Bydgoszczą. Właścicielem dużego sadu był tam młody; ogrodnik, 25-letni Bolesław Bielicki. Toczył on zaciętą walkę z wróblami, które wyrządzały mu duże szkody w owocach i wreszcie skonstruował przeciwko swym skrzydlatym wrogom pewien rodzaj „armaty”, która miała wystrzelić automatycznie i położyć trupem wielką ilość szkodników jednym strzałem.

Przed tym jednak ogrodnik chciał ją wypróbować. Armata jego – była to zwykła rura żelazna, napełniona prochem i z jednej strony zatkana korkiem. Gdy w czasie próby ogrodnik przytknął zapaloną zapałkę do jej otworu – nastąpił straszliwy wybuch, proch rozerwał rurę, a odłamki jej zabiły na miejscu niefortunnego, a lekkomyślnego „wynalazcę”

„Dziennik Ostrowski” z 22 lipca 1938

W stolicy drożyzny amerykańskiej

10 lipca 2009

W stolicy drożyzny amerykańskiej

Najmniejszą amerykańską monetą obiegową jest l cent miedziak, czyli 100-na część dolara, co przeliczone na polską walutę równa się wartości przeszło 5 groszy. Za 5 groszy można u nas kupić niejedno. Ale w Nowym Jorku (nawiasem mówiąc jednym z najdroższych miast na świecie) trudno ustalić, co można nabyć za 1 centa, chyba maleńki kawałek czekolady z automatu lub ząbeczek gumy do żucia. Nawet w słynnych z taniości magazynach Woolwortha minimum konsumcji kosztuje „niklówkę” czyli 5 centów am. Filiżanka kawy (Express) z pianką, szklanka mleka, świetne jabłko kalifornijskie, wyglansowanie obuwia Shoe-Shine – wszystko to do nabycia po 5 centów am.

Za taką cenę można też przejechać się kolejką przez cały Nowy Jork i wydostać się na płaski dach drapacza chmur. Rozmowy telefoniczne, wspaniałe przedmioty na wyprzedażach, ogromne, świetne i bogato ilustrowane czasopisma można nabyć również po 5 centów am. od „sztuki”. Natomiast 10 centów – to czarodziejski klucz, którym można otworzyć mały skarbczyk. 10 centów – to tyle co na nasze 50 groszy, a nawet 53 grosze! Za takie pieniądze można i u nas nabyć to, owo i tamto. A np. w Nowym Jorku za 10 centów też niezgorzej, bo kanapki w ogromnym wyborze, para dużych parówek, bocheneczek chleba „szwedzkiego” puszka kompotu ananasowo-morelowego.

15 centów – to już kompletne dość sute śniadanie, 30 centów obiad suty w chińskich restauracjach. Ale najtańsze miejsce na seans wieczorowy w gigantycznych kinach nowojorskich to wydatek co najmniej 1 dolara, na Broadway’u są jednak takie przytulne nie duże teatrzyki świetlne, w których 2 całe długie niezłe filmy zobaczyć można za 15 do 20 centów ale popołudniu. W teatrach popularnych, od których w Nowym Jorku tak rojno, kosztuje miejsce do siedzenia 25 centów. Nie drogo. Po amerykańsku można się uczyć bezpłatnie w szkołach publicznych (Public School) na specjalnych kursach wieczorowych dla cudzoziemców. A inne szlagiery! Radioaparat nowiuteńki prosto z „igły” 5 dolarów, samochodzik nowy drugiej klasy do nabycia już od 50 dol. Za to ładniejsze, choć skromne, dwupokojowe mieszkanko kosztuje przeciętnie 80 dolarów mies. (przeszło 420 zł!). To minimum. Troszkę więcej komfortu kosztuje już o 20 dol. więcej. Malutki pokoik w starym domu bez windy i powietrza nie do wynajęcia poniżej 25 dolarów. Kultura amerykańska mieszkaniowa – to cudownie złośliwa legenda, gdyż „przekrój” nowojorskiego mieszkanka jest niesłychanie brudny. Tylko rodziny bardzo zamożne mogą utrzymywać służbę domową.

„Dziennik Ostrowski” 22 grudnia 1938

Dom przyszłości

10 lipca 2009

Dom przyszłości – raj dla gospodyni

Niezwykłe „laboratorium”, gdzie powstanie nowy typ gospodarstwa


W Mansfield (Ohio) zelektryfikowano obecnie jeden z domów, w stopniu dla nas wprost nieprawdopodobnym. Przypatrzmy się bliżej temu rajowi gospodyń amerykańskich.

W tym „domu przyszłości” przede wszystkim ogromnie rozrzutnie jak na nasze stosunki, zainstalowano oświetlenie. W przeciętnym amerykańskim gospodarstwie istnieje zazwyczaj do 28 żarówek, w tym jest aż 320. Naturalnie, że światło to nie rzuca cienia i nie działa jak to zazwyczaj bywa, oślepiająco. Można regulować nie tylko jego siłę, ale także i barwę. Można więc sobie wybrać światło do pracy, do czytania, do spoczynku itd. W jadalni – prawdziwie po amerykańsku – luksus tak dalece jest posunięty, że pani domu może dostosować światło specjalnie do koloni sukni, maqillagu, towarzystwa albo… chwilowego nastroju. Lampy umieszczone są w suficie albo na ścianach. Ukryte pod matowymi szybkami dają światło niezbyt rażące. Lampy umieszczone po bokach okien zacierają różnicę miedzy dziennym i nocnym światłem. Także liczne lustra, umieszczone w mieszkaniu, są w ten sposób oświetlone, że można się doskonale przeglądnąć w nich, bez jakichkolwiek dodatkowych cieni. Przy otwieraniu drzwi wmurowanych szaf, spiżarni i chłodni, zapalają się automatycznie zainstalowane wewnątrz lampy. W sposób wyrafinowany umieszczone są światełka nocne. Jeśli kto późno w nocy wraca do domu, nie budzi jasnym światłem reszty domowników, bo specjalnym systemem umieszczone lampki w ścianie przy samej podłodze, rzucają jasny promień, który wystarcza, ażeby spokojnie przejść przez wszystkie pokoje, nie zbudziwszy nikogo. Z tym urządzeniem połączone też jest światło bezpieczeństwa. Domownik zbudzony szmerem, naciska guziczek przy łóżku i w tej samej chwili nad wszystkimi drzwiami zabłyśnie światło. W tych warunkach włamywacz musi przerwać swoją dalszą „pracę”.  Czytaj dalej…

Początki telewizji polskiej cz.1

10 lipca 2009

Pierwsza polska stacja telewizyjna zacznie pracować w jesieni br.

Tajemnicza „wieża zmienna” na szczycie drapacza chmur w Warszawie

W „Robotniku Polskim” znajdujemy poniższe ciekawe spostrzeżenia:

Mieszkańców Warszawy intryguje od pewnego czasu stalowa wieża, zbudowana na najwyższym domu stolicy, 16-piętrowym „drapaczu chmur”. Wieża ta ma dziwna własność, oto jednego dnia wydaje się nam jakby pudełkiem od zapałek, ustawionym pionowo, innym razem widzimy ją znacznie wyższą, ginącą gdzieś szczytem w chmurach (konstrukcja wieży pozwala na prawie dwukrotne zwiększenie jej wysokości).

Ta dziwna, a tak „zmienna” wieża, – to znak nowego rozdziału w historii radiofonii – telewizji. Tak jest, jesteśmy w przededniu, a raczej w poranku nowego „wydarzenia radiowego”  Czytaj dalej…

« Poprzednia stronaNastępna strona »