Indyanie w Rzeszowie…
Zdawałoby się to rzeczą wprost niemożliwą. Kto jednak chce przekonać się o prawdzie, niechaj przejdzie się ulicą Trzeciego maja, obok Kalinowszczyzny, gdzie na placu dra Danieca wybieraną jest ziemia pod fundamenty budowy.
Niemiłosierne okładanie batami koni, przeraźliwe wrzaski wprost nieludzkimi głosy: wio-ho! hetta! wiśta! wio! wio! wie-he, prrrr… przenoszą nas w krainę dzikich plemion indyjskich, które w bardzo zresztą łagodnej postaci przedstawił nam przed kilku laty sławny Buffalo Bill’es Wild West.
A co też na to zdziczenie i pastwienie się nad biednemi końmi powie Tow. opieki nad zwierzętami ?
„Głos Rzeszowski” z 23 czerwca 1912
Kto zanadto wiele je, a chciałby stracić apetyt mógłby zrobić wycieczkę do o 5 klm. odległej wsi zwanej Świlczą. Pola tejże wsi mają wygląd jak pole grunwaldzkie po bitwie z Krzyżakami, tylko z tą zmiana, że tam leżało wielu Krzyżaków, tu zaś pełno koni zabitych obdartych ze skóry i mięsa. Skóra służy jako dobry handelek dla naszych żydków, ścierwo zaś na karmę dla świń.
Można tam widzieć do 4.000 koni zabitych, a przecież trudno przypuścić, aby nasza straż bezpieczeństwa tj. żandarmerya nie wiedziała o tem, że chłopi ze Świlczy wykonują bez koncesyi tak ochydne(*) rzemiosło. Kiedy zimno pół biedy, lecz gdy przyjdą upały uciekaj myśliwcze, który tam polujesz, bo inaczej z fetoru paść możesz na miejscu, a wątpię, czy lud świlecki nie dałby cię pożreć trzodzie. Może Starostwo wydelegowałoby tam straż, a winnych pociągnęło do odpowiedzialności, bo gdy przyjdzie kiedy zaraza, to przyjdzie ze Świlczy.
„Głos Rzeszowski” z 22 listopada 1903
(*) tak w oryginale
Brak komentarzy do wpisu “Indyanie w Rzeszowie…”