Wpisy otagowane jako Kresy

Pijak ma szczęście

9 lutego 2012

Pijak ma szczęście.

W Tarnopolskiem w Ładyczynie, przy końcu zeszłego miesiąca, zdarzył się następujący wypadek : Starszy już gospodarz Boniakowski, wracając późno z karczmy do domu z nieźle zaprószoną głową, wziął ogrodzenie dookoła studni za zwykły płot, przelazł więc przez nie i runął do studni, ośm metrów głębokiej. Wytrzeźwiawszy od zimnej kąpieli natychmiast, począł śpiewać pieśń nabożną i gramolić się w górę w sposób kominiarski. Kiedy był już blizko otworu, usłyszała śpiew sąsiadka i wyciągnęła go przy pomocy żerdzi.

„Goniec Polski” z 4 kwietnia 1907

Wojna polsko-bolszewicka 1919-20 (3) – 10 anegdot

18 listopada 2011

Aeroplan bolszewicki obrzucił naszą pozycję odezwami.
Chłopcy przeczytali no i… użyli papieru. -
W odwecie nasz latawiec rzucił pęk białych papierków.
Niestety krasnoarmiejcy nie umieją ani czytać, ani… używać papieru -.

„Szczutek” z 18 lipca 1920


Plutonowy Stoiński, który miał za zadanie zbadać, czy w miasteczku za Kamieńcem podolskim znajdują się jacyś ludzie – zdaje raport:
Melduję posłusznie panie rotmistrzu, że żadnych ludzi nie zastałem tylko paręset żydów.

„Szczutek” z 5 lutego 1920



Żołnierze Białorusini nie lubią gadać 

Kpt. V. wypytuje się kolejno rano, co zaszło dziś w nocy. Ciągła odpowiedź, z najspokojniejszą flegmą.
- Nic, panie kapitanie.
Aż wreszcie pyta o psa kompanijnego.
- Zabił go bolszewik.
- Gdzie, kiedy ?
- A kiedy nas o północy otoczyli…

„Szczutek” z 25 lipca 1920       Czytaj dalej…

Skarb z Trościańca Małego

17 listopada 2011

Wykopalisko monet.

W Trościańcu małym (pow. Złoczów) przy karczowaniu lasu natrafił włościanin tamtejszy, Jan Balbuza, na gliniane naczynie, które prawdopodobnie przez uderzenie motyką rozbił na drobne części. Spostrzegłszy rozsypane monety, pozbierał takowe i zaniósł do domu, resztę zaś nieco później wygrzebały dzieci i oddały strażnikowi skarbowemu ze Złoczowa, który w „urzędowej” formie wcielił je do swej kieszeni. Z pozostałych nie wszystkich jednak czerepów naczynia, polewanego zieloną glazura, widać wklęsły ornament falisty, biegnący pośrodku brzuśca, tudzież równoległe linijki, biegnące przy samym denku. Naczynie to, o małem uszku, z przebitym niewielkim otworem, było średniej wielkości, podobne do nizkiego dzbanka. Wykopalisko składa się z przeszło 400 sztuk monet polskich i obcych łącznej wagi około 1 kg. (…)/opuszczono spis szczegółowy/

W wykopalisku tem ciekawy jest fakt znalezienia orta bydgoskiego Jana Kazimierza z r. 1650 wśród samych monet Zygmunta III. Ort ten stanowi integralną część wykopaliska i nie został później do niego dorzucony. Odmiana dotychczas nieznana. Monety nabył członek naszego Towarzystwa, p. Rudolf Mękicki ze Lwowa.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” lipiec 1910

Okrucieństwa w Jaworowie

17 listopada 2011

Wieści z Jaworowa i okolicy.

Ujrzano też wnet jeńców polskich obdartych z butów i płaszczów, jedynie w drewnianych sandałach, trzęsących się od zimna, pędzonych przez ukr. żołnierzy. Ukazały się wozy z rannymi, również obdartymi z ubrania i obuwia, a zabitych w liczbie 28 zupełnie nagich złożono w trupiarni ruskiej.

Grozą przejmujący widok przedstawiali owi polegli. Najpierw obdarci nawet z bielizny, głowy, twarze, piersi, brzuchy porozbijane siekierami, widłami od gnoju i innemi narzędziami, mózg, oczy i wnętrzności powychodziły na wierzch, zęby powybijane. Dzieła takiego dokonali chłopi z Nakonecznego i innych przedmieść, którzy na czele z parochem ruskim Krajczykiem pośpieszywszy na pomoc wojsku ukraińskiemu, znęcali się nad rannymi Polakami i dobijali ich siekierami, widłami, kosami itp.

Nawet w niewolę wziętych zdrowych zabijano i trupy obdzierano. To nie ludzie, ale szakale – aż włosy stają na głowie na myśl, że człowiek może się zdobyć na coś podobnego. Tak wychowano ich, tak kierowali nimi ich przewodnicy duchowni. Ów ks. Krajczyk, jak również paroch nieznanego nazwiska na Nakonecznem, ks. Czajkowski, wikary z Jaworowa, ks. Zalitacz i ks. Lewicki zamiast głosić słowo Boże, zachęcali z ambony do mordu, mówiąc: „Bery sokiru, piłu ryskal, kosu, szczo majesz, a nawit wodu horjaczu i idy boronyty twoju zemlu pered tymi batiarami. To twoja zemla, Lachy ne majut’ tu żadnoho prawa” i t. d.   Czytaj dalej…

Kat w Tarnopolu

17 listopada 2011

Do Tarnopola zjechał kat, który jutro, tj. we czwartek rano ma wykonać wyrok śmierci na Salewiczach, którzy otruli własnych rodziców. Pojawienie się kata wywołuje w całym Tarnopolu potężną sensacyę i wrażenie.

„Goniec Polski” z 7 marca 1907


 

Pogłoska o przyjeździe kata.

Z Tarnopola piszą: 

Przed paru dniami doniosły lwowskie dzienniki, że zjeżdża do Tarnopola kat, w celu wykonania egzekucyi na osobach małżonków Salewiczów, którzy dopuścili się morderstwa własnych rodziców. Wiadomość ta poruszyła mieszkańców, bo przyszła równocześnie z wieścią z Wiednia, że trybunał kasacyjny odrzucił zażalenie nieważności, wniesione przez obrońcę Salewiczów. Nadarmo wyglądano kata, publiczność chodziła po ulicach i szukała go poprostu. Z tego powodu nie brakło komicznych epizodów. Pewnego ajenta handlowego, który przybył do Tarnopola, wzięto za kata i poczęto go obserwować i chodzić za nim całemi gromadami. Biedak, nie mogąc sobie dać rady, opuścił zaraz Tarnopol. Przypuszczają, że Salewiczowie nie będą straceni, bo polecono ich łasce monarszej. W więzieniu tutejszem znajduje się obecnie cztery osoby, oczekujące szubienicy. Prócz Salewiczów, mają być straceni (jak donosiliśmy wczoraj rano, przyp. Red.) Michał Jankowicz i Antoni Podgórny, którzy dopuścili się rabunkowego morderstwa w dniu 19. października 1906 roku w Mysłowej, na karczmarzu Rosenbaumie i jego żonie.

„Goniec Polski” z 12 marca 1907

Wojna polsko-bolszewicka 1919-20 (2) – 10 anegdot

17 listopada 2011

Duch kompanii zaczyna słabnąć. – Podpor. Y. chwyta się rozpaczliwego środka. Siada na kuchnię połowią, i śmiga nią prosto w bolszewików.
I poszli chłopcy naprzód, za „menażą”, a bolszewicy uciekli, na widok jakiegoś nieoglądanego dotąd „tanka”.

„Szczutek” z 25 lipca 1920


Chłopi z świeżo odebranej bolszewikom wsi:
- Lenin-batiuszka, tak jak ojczym. I bije srożej i pańszczyznę zaprowadza a taki nie car prawdziwy, ino jewrejski!

„Szczutek” z 10 marca 1920



Młody ułan, ścigający już drugi tydzień bolszewików.

- Mówiono mi w domu, gdym ruszał na front: spojrzyj na wroga twarzą w twarz. A tu tymczasem tej twarzy ani rusz…

„Szczutek” z 9 maja 1920    Czytaj dalej…

Z życia hajdamaków

23 września 2011

Z życia hajdamaków.

Dziwimy się, że młodzież ruska dopuściła się na uniwersytecie takich czynów, jakich niepowstydziliby się ich przodkowie: Naływajki i Chmielniccy, lecz dziwić się przestaniemy, gdy popatrzymy na ich życie, na ich otoczenie, w jakiem od maleńkości aż do uniwersytetu przebywają, gdy rozbierzemy ich dusze, to wtedy przyjdziemy do przekonania, że ta młódź ruska już od najwcześniejszej swej młodości wprawia się do hajdamaczyzny.

Ruska młodzież szkolna rekrutuje się z pomiędzy rodzin księży ruskich i chłopów. Z małymi bardzo wyjątkami ruski ksiądz tak sposobem życia jak też i kulturą moralną mało od chłopa się nie różni, gdyż nabrawszy w szkole jakiej takiej ogłady, zatracił ją na wsi i znów zchłopiał.

W gimnazyum znachodzą się znów na jednej ławce, a także mieszkają na wspólnej stancyi, najczęściej najgorszego gatunku za tanie pieniądze, gdzie od swych gospodarzy uczą się już za młodu wszystkiego najgorszego, wyzwisk, pijatyki, gry w karty, a gdzie niema nad niemi żadnego nadzoru, robią co chcą, a władza szkolna ruska z reguły nie nadzoruje takich stancyj, w których pomieszczeni są wychowankowie powierzeni ich pieczy. Ksiądz ruski z natury skąpy, chłop znów z potrzeby i chciwości szukają takich umieszczeń dla dzieci, gdzieby ich najmniej kosztowało, w których po kilkunastu uczni dusi się w ciemnicy i dymem tabacznym nasiąkniętej atmosferze, pośród flaszek z piwa i wódki, nierzadko u rębacza lub dozorcy kamienicznego, wogóle u ludzi, którzy z inteligencyą nie mają nic wspólnego.

Siedliskiem – że się tak wyrazimy – ruskiej uczącej się młodzieży jest okolica placu Strzeleckiego i Benedyktyńskiego. Okoliczne szynkownie roją się od tej młodzieży, a powszechnie wiadomo, że są to najgorsze jaskinie rozpusty, a żaden z profesorów choć dokładnie wiedzą, jakie ich uczniowie prowadzą poza szkołą życie, nie wybierze się tam nigdy na ich połów. A ręczymy, że połów ten byłby obfity. Piszący te słowa był przypadkowo świadkiem w jednej z nocnych kawiarni, tuż pod bokiem ruskiej cerkwi św. Mikołaja, jak pewien student z ruskiego gimnazyum o trzech złotych paskach wycinał hołubce przy akordzie wstrętnych pieśni, a licznie zebrana rzesza podochoconych towarzyszy biła mu huczne oklaski.

Czegóż więc społeczeństwo spodziewać się może po takiej młodzieży? Dlaczego dziwimy się, że po setkach lat z ruskiej duszy nie znikła tradycya Żeleźniaków, Naływajków i Chmielnickich?

„Goniec Polski” z 7 marca 1907

Dziad zbrodniarz

6 lipca 2011

Niesłychana zbrodnia.

Z Sokala donoszą nam: W dniu 8-go września odbył się w Sokalu odpust doroczny w kościele tutejszym OO. Bernardynów. Na odpust ten ściągają się pątnicy z całej Galicyi prawie, tudzież sąsiednich wiosek rosyjskich. Dziadów, kalek rozmaitych liczy się tu podczas odpustu na tysiące. Dwóch dziadów pokłóciło się między sobą. Jeden z nich udał się natychmiast do posterunku żandarmeryi w Sokalu i zeznał na swego towarzysza, co następuje: Przed 4-ru laty, dziad Wasyl porwał z pola w Koszlakach pow. Zbaraż pasącego bydło chłopca Wasyla Trojana, liczącego wówczas lat ośm. Z chłopcem poszedł w świat. Następnie ze swymi towarzyszami związał chłopca i kipiącym smalcem wypiekł mu oczy i złamał rękę. Chłopak stracił zupełnie wzrok. Katował go i bił, przyuczając do żebractwa. Rodzice poszukiwali chłopczynę, ale nadaremnie. Aż dopiero teraz wyszło wszystko na jaw. Przyaresztowano tego dziada i zamknięto w tutejszym sądzie. Chłopcem zaopiekował się na razie tut. magistrat. W śledztwie zeznał chłopiec wszystko, opisał katusze, jakie przeszedł. Dziś chłopczyna 12-to letni przedstawia obraz nędzy, wypalone oczy wyglądają strasznie. Od czasu do czasu dostaje ataków nerwowych, kurczy się, pytając gdzie dziad Wasyl, aby go nie bił.

„Goniec Polski” z 12 września 1907

Pop – hajdamaka

5 lipca 2011

Hajdamaka nr. II.

Od 3 lat wnoszą parafianie z Kołokolina (p. Rohatyn) skargi na swego proboszcza, ks. Petryckiego, brata redaktora Hajdamaków. Twierdzą oni, że paroch dopuszcza się zdzierstw gorzej od żyda, prześladuje parafian, odmawia spowiedzi i ślubów, od roku nie odprawia należycie nabożeństw, prowadzi procesy i bójki z parafianami i wogóle nie postępuje jak ksiądz, lecz jak najcięższy wróg włościan. Wnoszone skargi nie pomagały; władze nie odpowiadały na nie. Ks. Petrycki rozzuchwalił się i doszło do tego, że parafianie postanowili przejść na prawosławie.

Ruskij Selanyn donosi, że kilku rozważniejszych włościan wstrzymało mieszkańców Kołokolina od przejścia na prawosławie, a 27. zm. udała się deputacya 6 włościan, pod przewodem Wasyla Kałyny do ks. metropolity, by prosić o stanowczą odpowiedź na swe skargi. Oświadczyli oni, że jeżeli konsystorz nie załatwi sprawiedliwie ich sprawy, parafianie przejdą na prawosławie. Ze łzami w oczach prosili ks. metropolitę, aby zabrał „toho łupija” z Kołokolina. Metropolita, ks. Szeptycki zapytał członków deputacyi:

- Czy złożycie przysięgę na to, że wszystko, co mówicie, jest prawdą?

- Złożymo! – odpowiedzieli włościanie.

I tak się też stało; wśród uroczystej ciszy odbyło się zaprzysiężenie. Spodziewać się należy, że teraz skarga parafian będzie uwzględniona.

„I ten Petrycki – pisze Rus. Sel. - ten paroch w Kołokolinie jest uważanym za pierwszego patryotę ukraińskiego; on jest organizatorem partyi ukrainofilskiej, jego wysławiają ukr. gazety za jego „narodolubstwo” – a on „prostyj dureń, łupij i demoralizator”, jaki pan, taki kram; jaka partya, tacy też organizatorzy. I taki człowiek „haukaje wsiudy” na Polaków, że oni krzywdzą włościan, a sam jest dla nich najzaciętszym wrogiem. Gdzież Hajdamaky, gdzież Swoboda, dlaczego nie upomną się o krzywcie włościan?

W sprawie prowadzenia się ks. Petryckiego ma być wniesiona w parlamencie interpelacya. Czy posłowie ukraińscy zechcą się ująć za pokrzywdzonymi włościanami? Wątpimy, gdyż paroch Petrycki jest jednym z filarów partyi, a brat parocha jest członkiem klubu ukraińskiego.

Hajdamaka numer II. godny braciszek hajdamaki nr. I. długo budował Ukrainę w powiecie rohatyńskim, uosabiając w sobie wszystkie cnoty Gonty i Żelaźniaka.

Doprawdy, że cierpliwy i poczciwy nasz lud wiejski, skoro nie zrobił dotąd we właściwy i należyty sposób porządku z tym „ł u p i j e m”.

„Goniec Polski” z 11 grudnia 1907

Telefony we Lwowie rok 1900

5 lipca 2011

Dyrekcya poczt i telegrafów ogłasza:

Ilość abonentów sieci telefonicznej we Lwowie już liczy 700. W obec tej wysokiej cyfry, jakoteż okoliczności, że cyfra ta z dniem każdym wzrasta skutkiem ciągłego przybywania nowych abonentów, widzi się Dyrekcya poczt i telegrafów spowodowana w interesie szybkiej obsługi w centralnem biurze telefonicznem, a tem samem w interesie samych abonentów wymagać, aby stosownie do przepisu, żądając połączenia, wymieniali nie nazwisko abonenta, z którym chcą się rozmówić, lecz numer jego telefonu, – w którym to celu każdy z abonentów otrzymuje corocznie bezpłatnie jeden egzemplarz spisu abonentów wszystkich sieci telefonicznych w Galicyi. Ponieważ jednak zarządzenie to, które zresztą wszędzie jest ściśle przestrzegane, nie da się w obec zakorzenionego zwyczaju wymieniania nazwiska abonentów odrazu przeprowadzić, przeto uwiadamia się niniejszem już teraz wszystkich uczestników sieci telefonicznej we Lwowie, że od dnia l stycznia 1901 żaden z abonentów nie otrzyma żądanego połączenia, jeżeli nie wymieni numeru telefonu abonenta, z którym chce się rozmówić.

Leży tedy w interesie samych abonentów, aby do tego czasu przyzwyczaili się do tego sposobu telefonowania.

„Gazeta Lwowska” z 10 listopada 1900

Mściciel swego honoru

5 lipca 2011

Mściciel swego honoru.

Dmytro Dubyk, stangret p. Brandowskiej z Jałowca, czekając z wózkiem na Wałowej ulicy, poczuł niespodzianie uderzenie w kark kamieniem. Dubyk, jako pochodzi z Rozdołu i niezna reguł wielkomiejskich, zeskoczył z kozła i dopadłszy batiara, który w ten sposób igrał z jego karkiem, zamalował go we facyatę, ale tak siarczyście, że batiar nakrył się nogami i nie mógł ich przez parę minut zdjąć ze siebie. Powstało wskutek tego wielkie zbiegowisko, podczas którego zeszedł na horyzoncie ulicznym półksiężyc i zawiódł Dubyka i batiara blaskiem swej światłości na inspekcyę policyjną, gdzie po spisaniu protokółu wypuszczono obu z zapowiedzią, że sprawa pójdzie przed trybunał sprawiedliwości, gdzie ów kamienujący i ów w gębę bijący srogiej ulegną karze.

„Goniec Polski” z 20 października 1907

Chłopi w wiedeńskim Reichstagu

12 maja 2011

Chłopi w wiedeńskim „Reichstagu”.

Pierwsze wybory do parlamentu w Galicyi odbyły się w czerwcu 1848. Lwów wybrał na posłów Floryana Ziemiałkowskiego, Maryana Dylewskiego i Aleksandra hr. Dunina Borkowskiego. Wybory w stolicy odbyły się spokojnie, natomiast na prowincyi, wśród ciemnego ludu wiejskiego, dzięki podżegaczom, przyszło do wielkich zaburzeń. Szczególnie we wschodniej Galicyi, ruscy chłopi nie chcieli stawać do urny wyborczej, utrzymując, że nikomu nic nie wierzą, a jeżeli cesarz przez ustanowienie parlamentu chce im co dobrego uczynić, niech im przyszle zawiadomienie „na grunt”. W Lubaczowie chłopi rozpędzili i pobili wyborców. Podżegacze i wrogowie Polaków głosili na zebraniach po wsiach, że konstytucya jest to Polka, z którą ożenił się cesarz austryacki, który chce odbudować Polskę, a wtenczas dopiero Polacy sprowadzą Tatarów i zaprzedadzą wszystkich w jassyr. Takiemi baśniami karmiono ówczesnego wieśniaka, podsycano nienawiść posianą przez lwowskich świętojurców, tak, że w Radymnie tłum wzburzonych chłopów o mało nie zamordował księdza za to, że w kazaniu wspomniał o dziejach Polski.

W kilku okręgach wschodniej Galicyi wybrani zostali chłopi na posłów do pierwszego „Reichstagu”. W drodze do Wiednia dowodził im poseł Sawka, urlopnik z okręgu gródeckiego.

Z pobytu ich we Wiedniu, wielkie żniwo miały humorystyczne pisma. Malowano ich w żelaznych klatach, albo prowadzonych na łańcuszku przez znane figury urzędowe na posiedzenia w „Reichstagu”.   Czytaj dalej…

Wielki książę Ukrainy

12 maja 2011

Wielki książę Ukrainy.

Przed kilku tygodniami donosiliśmy na tem miejscu o wiekopomnem odkryciu przez hajdamaków „wielkiego księcia Ukrainy” w sobie hetmana kozackiego, Jana Wyhowskiego, zmarłego przed 250 laty. P. Petryckyj wystąpił z projektem odszukania zwłok tego bohatera i przeniesienia ich w tryumfie do Lwowa. W ostatnim numerze swojego pisma zmienia jednak p. Petryckyj radykalnie zdanie swoje o wynalezionym przez siebie „pierwszym ukraińskim księciu” i twierdzi, że „był to wielki gałgan, który hadziackim traktatem zaprzedał Ukrainę Polakom”, więc i zajmować się nim nie warto. Niedługo więc cieszyła się Ukraina swoim wielkim księciem.

„Goniec Polski” z 19 marca 1907

Lwowska statystyka kryminalna

12 maja 2011

Lwowska statystyka kryminalna.

Wymowną charakterystyką lwowskich stosunków, głównie względem bezpieczeństwa publicznego, są niżej podane cyfry, wyjęte ze statystyki opracowanej przez szefa biura bezpieczeństwa, radcę. Kreinera. W roku ubiegłym aresztowano wogóle 10.794 osób. Pierwsze miejsce zajmują w tej pokaźnej cyfrze złodzieje, aresztowano bowiem za kradzież 1491 indywiduów, za opilstwo aresztowano 1347 osób (w porównaniu z r. 1905 więcej o 247), za burdy i bitki 856, włóczęgostwo 606, żebraninę 195, za ciężkie uszkodzenie ciała 114, za oszustwo 111, niebezpieczne groźby z wymuszeniem 66, sprzeniewierzenie 58, złośliwe uszkodzenie cudzej własności 52, za gwałt publiczny 36, rabunek 27, przekroczenie ustawy koalicyjnej 13 osób. Wreszcie za brak przytułku aż 1021 osób

Mniejsze cyfry przypadają: na zgwałcenie 8, morderstwo usiłowane lub dokonane 6, nierząd przeciw naturze 5, dezercyę 5, obrazę majestatu 4, zaburzenie religii 4, podpalenie 3, zabójstwo 2, zhańbienie 2, dzieciobójstwo 1 itd. Wyszupasowano ze Lwowa 1174 osób.

Samobójstw było w 1906 roku 30 śmiertelnych, 17 usiłowanych, wypadków przejechania przez nieostrożnych woźniców 149, za dręczenie zwierząt ukarano grzywnami 108 osób.

Złodzieje skradli w przeciągu tego roku gotówką 32.601 koron, oczywiście prócz rozmaitych rzeczy, mniej lub więcej wartościowych, jak garderoba, srebro, biżuterye itp. Zgubili ludzie w tym czasie gotówką 18.420 koron.

„Goniec Polski” z 1 lutego 1907

Tortury w usługach policyi

12 maja 2011

Tortury w usługach policyi.

Wczorajsze pisma popołudniowe przynoszą wiadomości o torturach aresztantów, jakich widownią była od dłuższego czasu ekspozytura policyjna na Grodeckiem. Oto kierownik tej ekspozytury, ajent policyi Baziuk, znęcał się w nieludzki sposób nad aresztowanymi pod zarzutem kradzieży, chcąc wydobyć przyznanie się do winy. Aresztantów trzymał po kilka godzin na ekspozyturze w pozie klęczącej, skutych tak, że łańcuszki wpijały się im w ręce, bił żelazną sztabą w okolicę nosa, bił laską, pięściami w piersi tak, że aresztanci padali na ziemię, a nawet wieszał na haku na łańcuszkach, którymi mieli skute ręce. – Torturowanych w ten sposób było mnóstwo aresztantów, przeważnie młodzi chłopcy, zdarzało się zupełnie niewinni.

Wątpić nie należy, że dotyczące władze przeprowadzą ścisłe dochodzenia – i w ewentualnym wypadku, winnego ajenta pociągną do surowej odpowiedzialności. Tego rodzaju znęcanie się nad ludźmi jest hańbą niesłychaną, i dziwić się tylko wypada, że inni ajenci policyjni, którzy chyba wiedzieli o szelmostwie Baziuka, niepoczynili odpowiednich przeciw temu kroków.

„Goniec Polski” z 6 grudnia 1907    Czytaj dalej…

« Poprzednia stronaNastępna strona »