Wpisy otagowane jako Lwów

Oświetlenie figury

29 września 2013

Jakieś pobożne duszyczki zrobiły „luft” swoim przepełnionym uczuciom, oświetlając „figurę” ś. Michała na Wałach Hetmańskich w wilję jego uroczystości. Kopciło się tam na piedestalu u stóp figury kilka lamp łojowych a skutek jest taki, że całe „dolne plecy” naszego patrona poczerniały.

„Dziennik Polski” z 1 października 1873

Jarmark Świętojurski we Lwowie

31 sierpnia 2013

Jarmark Święto-jurski we Lwowie.

Kto z natury swojéj jest ciekawym, kto przechadzkę lubi, na nic obojętnie nie patrzy, i chce mieć jakowe wyobrażenie Zapust Weneckich na Placu Śgo Marka, temu życzliwie radzićby należało, aby odwidził nasz jarmark Święto jurski. Obaczyłby on tam śród zgiełku i wrzawy tłum różnobarwny, kipiącą zgraję rozmaitych klas ludu, mrowisko godne ze wszech miar utrwalenia Daguerotypem. Jarmark Święto-jurski we Lwowie od dawnych już czasów jest tylko dla blizkich okolic słynnym, i stał się li jarmarkiem potrzeb gospodarskich; ale był on niegdy targowiskiem drogich towarów wschodnich. Wieża ratuszna, matka téj, która teraz na jéj miejscu się wzniosła, miała na sobie nawę z wioślarzami, jako godło, że Lwów stolica Ziemi Halickiéj, był niegdy składem towarów zamorskich. Ormianie, Grecy, Turcy, Serbowie zbywali w nim swoje wyroby, i ztąd pochodzące bogactwa, były podobno początkiem do powstania miasta Lwowa. Ale gdy czas wszystko zmienił, nie patrzmy w przeszłość, wróćmy do Święto jurskiego jarmarku i obaczmy, jakim jest teraz.   Czytaj dalej…

Lwów czysty i pełen zieleni

4 sierpnia 2013

Lwów czysty i pełen zieleni.

Na murach miasta rozlepiono odezwę prez. dr. Stanisława Ostrowskiego z apelem do mieszkańców, aby w porze, gdy do grodu naszego zawitają przyjezdni nietylko z kraju, ale i z zagranicy, mieszkańcy Lwowa przestrzegali czystości w mieście. Prezydent przypomina właścicielom domów o konieczności odnowienia fasad frontowych, podwórzowych i sieni, odnowienia klatek schodowych, usunięcia istniejących jeszcze zewnętrznych portali, oczyszczenia i uporządkowania śmietników wzgl. ustawienia potrzebnej ilości puszek blaszanych. Pan prezydent przypomina mieszkańcom domów, że nie wolno wystawiać w bramach, sieniach, korytarzach i na gankach kubłów ze śmieciem oraz rozmaitych części urządzenia domowego. Nie wolno również wieszać pościeli na frontowych oknach i balkonach. Zarząd Miejski przestrzega przed zaśmiecaniem ulic, chodników. Wreszcie Zarząd Miejski zwraca uwagę mieszkańcom na upiększenie miasta przez obsadzanie domów pnączami i kwiatami, ozdabianie okien i balkonów kwiatami.

Zarząd Miejski wzywając mieszkańców Lwowa do współpracy w dziedzinie upiększania miasta i przestrzegania czystości, rzuca hasto „Lwów czysty i pełen zieleni”, licząc na poparcie całej kulturalnej ludności.


„Gazeta Lwowska” z 15 maja 1937

Walka kobiet

17 lipca 2013

Walka kobiet.

Stójkowy z ulicy Batorego sprowadził wczoraj około 9 godziny wieczorem do biura inspekcyjnego panią A. S. prywatną nauczycielkę pod l. 23 przy ulicy Skarbkowskiej zamieszkałą, jej siostrę pannę S. K. uczennicę i panią, E. L. kupcowę przy ulicy Batorego za bójki i wzajemne drapanie się po twarzy na ulicy. Sprowadzona R. L. zeznała, że p. A. S. podejrzywając ją o to, że się kocha w jej mężu i wyłudza od niego pieniądze, wpadła do jej sklepu w towarzystwie swej siostry S. K., znieważyła ją czynnie, przyczem obie szarpiąc się z nią, porozrzucały jej towary na ziemię i podeptały, wyrządzając jej szkodę na 50 zł. Pani A. S. zaś tłómaczyła się, że weszła w towarzystwie siostry do sklepu E. L. w celu zrobienia jej przedstawienia, aby jej męża nie uwodziła, a E. L. rzuciła się na nie, podrapała je po twarzy i podarła na nich suknie wartości 20 zł., w skutek czego walka ta przeniosła się ze sklepu na ulicę, gdzie je stójkowy rozbroił. Ponieważ nie zachodziła potrzeba wzywania pogotowia stacyi ratunkowej, polecono walecznym niewiastom, które odniosły podrapania od paznokci na twarzy poddać się oględzinom lekarza sądowego i uwolniono zapaśnice, gdy już ze zapału wojennego ochłonęły, a sprawę oddano sądowi karnemu.

„Gazeta Lwowska” z 7 maja 1898

3 miliony obywateli w zasięgu rozgłośni lwowskiej

6 listopada 2012

3 miljony obywateli w zasięgu rozgłośni lwowskiej.

Lwów „semper fidelis” otrzymał nową 50 kw. stację radjową! Ta wieść radosna obiegła ziemie południowo-wschodnie Rzeczypospolitej. Słowo polskie, muzyka, wieści ze świata będą mogły być odbierane w dalekim promieniu od Lwowa nietylko, jak dotychczas na głośniki, ale także na zwykłe, tanie aparaty kryształkowe. Wobec powiększenia mocy stacji lwowskiej niezawodnie wzrośnie bardziej liczba detektorowiczów, zwłaszcza wśród ludności wiejskiej, która jak wiadomo korzystać może z dużych ulg tak przy opłacie abonamentu, jak przy nabyciu odbiornika na słuchawki.

Dotychczas 16 kw. stacja lwowska słyszana była w skromnym zaledwie promieniu od Lwowa. Sprawa ta ulegnie obecnie całkowitej poprawie.

Cała aparatura nowej stacji wykonana została we własnych warsztatach naszej radjofonji. Jest to już druga stacja Polskiego Radja, zaprojektowana przez polskiego konstruktora, wykonana rękami polskich robotników. Pierwszą stacją w kraju wykonaną, była aparatura Rozgłośni pomorskiej w Toruniu, która służbę swą pełni bez zarzutu.

Wzmocnienie stacji lwowskiej jest pierwszym etapem na drodze do stopniowego, ogólnego powiększenia mocy stacyj regjonalnych w Polsce.

Ponieważ w zasięgu nowej stacji znajdzie się obecnie zgórą 20 gęsto zaludnionych powiatów, można śmiało preliminować cyfrę 3 miljonów obywateli województw lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego, którzy znajdą się w zasięgu radjostacji lwowskiej.

„Gazeta Lwowska” z 26 sierpnia 1936

Karawaniarz

5 lipca 2012

Wiadomości policyjne.

Od kilku dni niepokoił spokojnych mieszkańców Lwowa karawaniarz J. K. dziwnemi wybrykami. W niedzielę późną nocą wniósł olbrzymią trumnę do kawiarni pana Sylwestra Turskiego i złożył ją na bilard oświadczając, że chce wziąć miarę na trumnę dla młodej kawiarki. Roztropnej interwencji gospodarza udało się zapobiedz większej burdzie i wydalić szczególnego gościa z kawiarni. – Przedwczoraj wpadł znowu K. do pewnego domu na Chorążczyznę, gdzie zmarły leżał na katafalku, a połamawszy świece palące się koło katafalka, porwał z sobą cztery lichtarze. Wczoraj nareszcie po południu począł dla osobliwszej rozrywki rzucać dużemi kamieniami przez otwarte okno do pomieszkania swojego sąsiada przy ulicy Zielonej. Na szczęście nie było wtedy nikogo w pomieszkania. Po tym wypadku aresztowano awanturnika, obawiając się dalszych jego wybryków.

„Gazeta Narodowa” z 28 marca 1877

Lwowskie piekło

9 lutego 2012

Lwowskie piekło.

Na wczorajszem posiedzeniu Rady pan Starzewski w następujący sposób opisał stosunki panujące w miejskim zakładzie dla nieuleczalnych im. Bilińskich:

Nie ma w tym zakładzie ani opieki lekarskiej, ani urządzeń sanitarnych.

Przerażające są: płacz dzieci, okropny krzyk epileptyków i jęki chorych.

W środku nieporządki, na jednem łóżku waryat i paralityk, umierający suchotnik obok młodego wieśniaka, w kącie nieszczęśliwiec jakiś obok trupa. Nigdzie niema umywalni ani krzesła – a obok pieca siedzi na stolcu uśmiechnięty idyota. W izdebce obok idyotów – dzieci, karmiące idyotki…, głuchoniema, której dano obce dzieci do karmienia. Na łóżeczkach po czworo dzieci. Z waryatami rady dać sobie nie można. Dzieci przeważnie chore na zapalenie egipskie. Mnóstwo też tam dzieci, wysłanych przez magistrat. Są to okropne obrazy niedoli sierocej.

Na 1. piętrze na 40 łóżkach 100 kobiet. Nawet na jego przytępione nerwy był to widok okropny. Nie ma tam żadnego lekarza, tylko 2 razy tygodniowo przyjeżdża lekarz miejski, który ma zbadać 180 ciężko chorych… Czy ci nędzarze nie zasługują na jakąś opiekę? Do zakładu tego przyjmuje magistrat – nie lekarz – chorych wydalonych ze szpitala, dzieci porzucone przez rodziców, rekonwalescentów, starców… W drugiej instancyi przyjmują zakonnice chorych podług płci, stąd kombinacye chorych i nie chorych na jednem łóżku. Jest tam piekło dantejskie, kto nie wierzy, niech zobaczy – umieszczono tam nędzarzy – którym powiedziano: Skazani jesteście na śmierć.

Prezydent p. Michalski oświadczył, iż wszystkiemu winnien zarząd szpitala krajowego, który wyrzuca chorych. Brak pieniędzy nie pozwolił dotychczas na zaprowadzenie lepszych porządków. Zresztą w szpitalu krajowym, ani w szpitaliku im. św. Zofii nie dzieje się lepiej. Wreszcie zarzucił dr. Starzewskiemu, że zabawił się w przesadę – dzieci na jednem łóżku się także bawią…

R. Markiewicz narzekał na szpital krajowy i żądał, aby kraj wystawił zakład dla ozdrowienców i nieuleczalnych. Ze szpitala wyrzucają chorych na mróz 20-stopniowy. Wreszcie przyznał, że dr. Starzewski przedstawił obraz prawdziwy.

Dr. Löwenstein oświadczył, że żale dra Starzewskiego nie były mową opozycyjną, lecz krzykiem podeptanego uczucia ludzkości. Jest to jeden obrazek z całej nędzy sanitarnej Galicyi. Ci biedacy wśród utrapień okropnych skazani na poczucie tego, że umierają. Na taki ból i nędzę dusza ludzka patrzeć nie powinna. W szpitalu lwowskim stwierdził obraz nędzy fizycznej i moralnej – w Sejmie nie robiono mu zarzutów, że podniósł rozmaite okropności, lecz przeciwnie, Wydział krajowy poczynił inwestycye i w szpitaliku św. Zofii będzie lepiej. Kraj na nieuleczalnych niema pieniędzy – mnóstwo waryatów nieuleczalnych chodzi po ulicach. Jest to rzecz o pomstę do nieba wołająca. Polecił do przyjęcia wnioski dra Starzewskiego mające na celu usunąć te wszystkie okropności.

„Goniec Polski” z 9 marca 1907

Wypróbowany środek przeciw zanieczyszczeniu

9 lutego 2012

Wypróbowany środek przeciw zanieczyszczeniu ulic, zaułków itp.

Obok niezliczonej ilości zwyczajów patrjarchalnych, które razem wziąwszy, robią z stolicy 5-miljon. kraju nieznośny partykularz, utrzymuje się dotąd we Lwowie brzydki zwyczaj zanieczyszczania ulic, zaułków, kątów itp. przez przechodniów. Dla zaradzenia złemu „wpadły” odnośne władze „na myśl”, że „nieczytelna” tabliczka umieszczona nad miejscem mającem szczególniejszy pociąg dla przechodniów… zapobiegnie zbytecznemu użyźnianiu bruku miejskiego. Poprzybijano tedy na kamienicach, parkanach, w ogóle na przedmiotach zbyt często atakowanych przez przechodniów, tabliczki np. z takiemi napisami z węgierska po niemiecku : „Von Amtswegen ist verbothen, diesen Ort zu verunreinigen” – albo z niemiecka po polsku: „Zakazuje się z urzędu pod karą to miejsce nie zanieczyszczać.” Skutki tych ex offo zakazów i czuć i oglądać można co dziesięć kroków na każdej niepierwszorzędnej ulicy m. Lwowa. Idzie wieśniak lub baba z targu i widzi na rogu kamienicy jakiś napis, którego oczywiście odczytać nie umie; domyśla się więc, że w okolicach tego napisu musi być… szynk, nie znalazłszy ani drzwi, ani okna, którędyby wejść można do poszukiwanego przybytku Bachusa, zaspokaja „przy okazji” swe pragnienia w odwrotnym kierunku. Idzie „sztucer” z szkiełkiem w oku; przybliża się do tabliczki, respective muru, i udaje, że mocno jest zajęty odczytaniem niewyraźnego napisu… „Uhu!” Desinfekcja!

Nie wspominamy tu już o Krakowskiem, Żółkiewskiem i Zarwanicy. Tam panuje zupełna swoboda, jeszcze większa jak na placu „Castrum.” Zaradzić temu mogłyby tylko t. z. pisoary. Cóż! kiedy pieniędzy nie mamy!

Pewien obywatel posiada realność przy jednej z uliczek ciasnych, ciemnych, niezbyt uczęszczanych. Ta realność ma tę dla przechodniów dogodność, że ściany jej tworzą trójkąt. Ów obywatel zastawił ten trójkąt deskami, nabił w nie „ćwieków”, opisał kredą o co mu chodzi, zastawił się oficjalną tabliczką: że „to miejsce” pod karą 5 guld. „jest nie do zanieczyszczenia…” wszystko na nic: Najwięcej konewek masy Süwerna musiano wylewać w to miejsce. Gdy nie skutkowały ani pisemne, ani ustne – z poza parkanu – suplikacje, ów obywatel obmyślił następujący plan strategiczny: Jednego nieletniego chłopca uzbroił w starą pukawkę nabitą ślepym nabojem a drugiemu dał do rąk pewne narządzie używane w pewnych nieprawidłowościach żołądka – nabite krwią bydlęcą. Tak uzbrojonych malców ustawił w szyku bojowym w niezbyt wielkiem oddaleniu od pola „operowanego” przez przechodniów. Nie upłynęło kilka minut, gdy na „polu operowanem” pojawił się nieprzyjaciel w osobie jakiegoś niezbyt eleganckiego obywatela wyznania mojżeszowego i w sposób niedwuznaczny dał do poznania, że zamyśla rozpocząć kroki nieprzyjacielskie. W tym stanowczym momencie rozległ się huk… (nb. z pukawki malca), popłynęła krew (rozumie się z narzędzia drugiego chłopca) po twarzy przestraszonego nieprzyjaciela i dał się słyszeć okrzyk boleści: „Ach waj! Ych bin tojdt!” W okamgnieniu zgromadziło się kilkuset Samarytanów, sprowadzono nosze, policję, komisję sądowo-lekarską itd. i zaniesiono skrwawionego do szpitalu. Tu z zachowaniem wszelkich ostrożności obmyto mu twarz krwią zbroczoną i rozpoczęły się naukowe poszukiwania za raną śmiertelną…

Od owego zdarzenia daleko mniej masy desinfekcyjnej wylewają na to miejsce, gdzie się odbyła ta krwawa kampanja.

„Dziennik Polski” z 5 sierpnia 1873

Mrozy we Lwowie

18 listopada 2011

Przy 24 stopniach mrozu.

Do takiej to wysokości doszła wczoraj i dziś temperatura we Lwowie. Któryś ze współpracowników Słowa Polskiego wylazł dla mierzenia mrozu aż na kopiec Unii, ale nim się dostał na czubek, zamarzło mu w czubku i podobno odesłany został do czubków. Termometr wykazywał tam 34°.

Skandalem nazwać trzeba, że przy takim mrozie nie zwolniono od nauki przynajmniej dzieci ze szkół ludowych. Biedactwo to, często źle ubrane, poodmrażało sobie nosy i uszy, a nierzadko i ręce. O ratunek zgłaszali się na stacyę ratunkową mali i wielcy. Okładano im odmrożone członki wodą borową i zawijano watą. Towarzystwo zaopatrzyło wczoraj ogółem przeszło sto osób.

W jednej szkole uczniowi, który odmroził ucho, skąpano je w gorącej wodzie. Rozumie się, że ucho po takiej kąpieli poczęło mu kawałkami odpadać. Czyż to podobne, aby szkoła niewiedziała, że odmrożone części ciała naciera się śniegiem albo kawałkiem lodu, aby w ten sposób obieg krwi im przywrócić?

Donoszą dalej z miasta, ie jednemu robotnikowi odmarzły obie nogi, a jeden żołnierz z 80 p. p. zamarzł na posterunku pod magazynem wojskowym na błoniach janowskich.

Niepotrzeba dodawać, że opał podskoczył natychmiast w cenie. Drobni handlarze, widząc, że na publiczność nadszedł przymus kupowania drzewa, niewiedzą już, co żądać za nie. Śniegu niema, roztopów niema, a drzewo mimo to droższe. Magistrat, gdyby swój skład drzewa rozszerzył i na wielką skalę zorganizował, stałby się dobroczyńcą ludności. Ale ten małoduch nie jest zdolny do tak szeroko zakreślonej akcyi.

W wielu szkołach dla braku opału było zimno jak w psiarni i nauka odbywała się w paletotach, w kaloszach i z czapkami na głowie. Rozrywania i kradzieże płotów i materyałów budowlanych są na porządku – nocnym. Nawet z ogrodzenia pomnika Mickiewicza jakiś desperat starał się parę desek wyrwać i tylko policyant przeszkodził mu w tem literackiem świętokradztwie.   Czytaj dalej…

Brutalny napad

17 listopada 2011

Brutalny napad.

Trzej dorożkarze nr. 176, 178 i trzeci łotr, który zdołał zbiedz, napadli wczoraj około 4-tej godziny rano w ul. Krzyżowej na dziewczynę z Rzęsny Polskiej Rozalię Laszkowską, idącą do miasta w celu zgłoszenia się do służby i zaciągnąwszy ją na trawnik, chcieli ją zhańbić. Rozpaczliwe wołania o pomoc biednej dziewczyny usłyszał policyant i pobiegł w stronę, skąd głos dochodził. Wtedy łotry, puściwszy swą ofiarę, pogasili latarki u dorożek i chcieli uciekać, policyant jednak zabiegł im drogę, schwycił konie za cugle i wynotował numery dorożek, jeden z nich jednak zdołał zbiedz. Dziewczę wzięto do policyi, gdzie przeczekała do godziny 8 rano i odeszła do swych nowych służbodawców.

„Goniec Polski” z 4 grudnia 1907

Fabrykantka aniołków

17 listopada 2011

Fabrykantka aniołków.

Policyi tutejszej doniesiono, że zamieszkała w realności przy ul. Kordeckiego l. 49 Parania Pinakowa zawodowo trudni się „fabrykacją aniołków”. Bierze mianowicie na wychowanie niemowlęta, a następnie je głodzi. Przed dwoma dniami zmarł u niej trzymiesięczny chłopczyk, dwoje zaś innych niemowląt, które Pinakowa ma jeszcze na wychowaniu, są tak wynędzniałe, iż w razie dalszego złego odżywiania czeka ich również śmierć. Policya wdrożyła w tej sprawie dochodzenia.

„Gazeta Lwowska” z 8 kwietnia 1910

Prysznic na ulicy

17 listopada 2011

Tusz na ulicy.

Mieszkania urządzone z komfortem mają łazienki i tusz, nie są one jednak dostępne dla każdego, bo są drogie. Kto więc chce mieć bezpłatny tusz, niech się przejdzie tylko ulicami Lwowa. Taki zimny tusz w obecnej, gorącej porze, spotkał p. Apolonię Staniszewską. Szła ona ulicą Arsenalską, gdy z okien drugiego piętra w kamienicy pod l.[iczbą] 6, wylano na nią konewkę zimnej wody, która zniszczyła jej mantylkę i kapelusz słomkowy. Co za bydlę ten tusz urządziło, pokaże dopiero śledztwo policyjne.

„Goniec Polski” z 30 sierpnia 1907

Wróg prohibicji

23 września 2011

WRÓG PROHIBICJI.

Jest nim niejaki N. Bolko. Komunikat policyjny głosi o nim, że jest to „włóczęga i pijak”. Oczywista rzecz, że taki nie może sobie pozwolić ani na Bolsa ani nawet na lwowskiego Baczewskiego. Przeto musiał Bolko szukać pokrzepienia w zwykłym denaturacie. Skutki były fatalne; stracił nieborak przytomność i musiał jechać do szpitala. Przynajmniej raz zakosztował bezpłatnej jazdy samochodem.

„Gazeta Lwowska” z 9 stycznia 1931

Lwowskie podwórko

23 września 2011

Na lwowskiem podwórku.

O ile się niemylę – pisze współpracownik Kurjera Lwowskiego - to na zamkniętej niedawno wystawie przyrodniczo-lekarskiej nie było ani jednego modelu lwowskiego podwórka, które przecież zwracałoby uwagę, szczególnie gości zamiejskich. Bo my, Lwowiacy, tak przyzwyczailiśmy się do naszego podwórka, niekiedy szumnie dziedzińcem nazywanego, że choćbyśmy dziennie kilka razy koło takiego klejnotu przeszli, to nigdy niedoceniamy wartości tego, co posiadamy.

Lwowskie podwórko to dość regularna figura geometryczna kilkumetrowej powierzchni, wybrukowana zazwyczaj dużemi bryłami kamienia wystającego, tak, aby przechodząc, można sobie zupełnie swobodnie połamać nogi. W środku znajduje się otwór kanałowy, zamknięty kratami żelaznemi. Kraty te są na to, aby uchronić lokatorów od bezpłatnej kąpieli, od wstrętnych wyziewów kanałowych. Dokoła tych krat walają się szczątki niedojedzonych flaków, kości, kapusty, fasoli, przepalone leguminy, bawią się dzieci stróża z dziećmi „pani gospodyni”, ciskając na siebie kawałkami rozmoczonego w pomyjach chleba. Opodal tych krat lokuje się zazwyczaj kataryniarz, którego słucha cała kamienica, a nikt nic mu nie daje.   Czytaj dalej…

Pomysłowe praczki

5 lipca 2011

Pomysłowe praczki.

Onegdaj zwiedzała komisya sanitarna z ramienia magistratu jedną z największych lwowskich pralni. Rewizya była bardzo szczegółowa i doprowadziła do bardzo ciekawego odkrycia. Oto spostrzegła komisya w wychodkach leżące na podłodze całe stosy bielizny, na której ślady nie pozostawiały wątpliwości co do celu, w jakiej jej tam używano. Oto cały personal pralni używa oddanej do prania bielizny zamiast „papier hygienique”, a następnie dopiero pierze się ją wraz z reszty bielizny. Jak się okazało z przeglądu składu, znalezionego w wychodkach, personal pralni jest bardzo wybredny i wybiera tylko najbardziej czyste i delikatne „kawałki”, więc batystowe koszule, batystowe chusteczki do nosa, ręczniki i t. p. Z pewnością pięknym paniom, gdy ucierają swój rzymski, grecki, lub też rozkosznie zadarty nosek batystową chusteczką, świeżo z pralni parowej przysłaną, nie przyjdzie na myśl do jakiego celu chusteczka ta niedawno była użyta.

„Goniec Polski” z 11 sierpnia 1907

« Poprzednia stronaNastępna strona »