Wpisy otagowane jako śmieszne

Chłopska logika

12 sierpnia 2009

Chłopska logika.

Malarz Augustynowicz potrzebował do jednego z obrazów kilka typów włościańskich w ich charakterystycznych narodowych strojach. W tym celu zamówił sobie w pewnéj wiosce galicyjskiéj kilku włościan i włościanek, którzy mieli pozować w strojach odświętnych. Miejscowy sołtys jednak, dowiedziawszy się o tem, surowo zabronił modelom użycia odświętnego przyodziewku, mówiąc: „Pan Dunajewski jest teraz we Lwowie, a jakby was na obrazie takich wystrojonych zobaczył, zarazby nam podniósł podatki”. Argumentacya sołtysa trafiła do przekonania włościan, którzy następnie za żadne pieniądze namówić się do pozowania nie dali.

„Kurjer Poznański” z 1 listopada 1889

(*) Julian Dunajewski – ekonomista z Krakowa, ówczesny minister skarbu Austro-Wegier

Komedia z omyłek

11 sierpnia 2009

Komedya z omyłek.

Pewien nowojorczyk cierpiący na obłęd, okazał pewnego dnia skłonność wyskoczenia przez okno podczas śniadania. Rodzina na czas jeszcze zatrzymała go za poły i prosiła go, aby pozostał przy stole i zagrał w pinochte, ulubioną jego grę w karty. Zgodził się na to, ale w porze obiadowej powtórzyła się ta sama historya i znowu zagrano w pinochte. Rodzina podzieliła się na partye i grano tak do rana, ale teraz jednozgodnie wszyscy oświadczyli, że mają już dosyć tego chorego. Chory począł znowu patrzeć znacząco na okno. Zawołano tedy lekarza i Frank, najstarszy syn, wyszedł za chwilę z listem do domu obłąkanych po wóz dla zabrania starego do domu waryatów. Kiedy tam przybył młodzieniec, kazano mu czekać, poczem za chwilę lekarz zakładowy zbadał mu język i puls i oddał w ręce dwóch sążnistych drabów-dozorców. Frank sadził, że idą po wóz, ale dozorcy wepchnęli go do celi, a następnie pod tusz gorący, pomimo protestów z jego strony, że nie jest waryatem. Energiczne protesty miały ten skutek, że wlano we Franka parę kieliszków whisky, aby go uśpić. Tymczasem w domu starego grano dalej w pinochte, a kiedy wysłany syn długo nie wracał, posłano drugiego. I tego spotkał taki sam los, jak pierwszego, ale na szczęście nadszedł stary lekarz i sprawa omyłki się wyjaśniła. W godzinę później wóz zakładowy przywiózł nareszcie prawdziwego waryata na właściwe miejsce.

„Dziennik Poznański” z 2 lutego 1902

Środek amerykański

10 sierpnia 2009

Środek amerykański.

Pewna gazeta amerykańska radzi, aby w celu rozpędzenia zbiegowisk, zamiast używania sikawek, która jest także dobrym środkiem, wysłać w tłum posłańców z puszkami do zbierania datków na dobroczynny jaki cel.

„Dziennik Kujawski” z 25 grudnia 1895

12-letnia wędrówka karty korespondencyjnej

10 sierpnia 2009

12-letnia wędrówka karty korespondencyjnej.

Czytamy w „Kurjerze Stanisławowskim”, Dnia dwunastego października roku tysiąc ośmset siedmdziesiątego czwartego, jak to wyraźnie stampila urzędu pocztowego w Itzkanach wskazuje, została tamże nadana karta korespondencyjna do jednej ze stanisławowskich firm handlowych. Karta ta, z niewytłumaczonych dla zwykłych śmiertelników przyczyn, potrzebowała prawie dwanaście lat czasu na przebycie przestrzeni jaka Itzkany od Stanisławowa dzieli. Najwyraźniej bowiem wskazuje pieczęć urzędu pocztowego w Stanisławowie, że karta ta, potrzebowała tak długiego czasu na przebycie trzydziestu kilku mil w czasach, w których koleje żelazne stały się tak szybkim środkiem komunikacyjnym. Ciekawi jesteśmy jak długo musiałaby ta karta wędrować z. Itzkan do Stanisławowa w wieku np. XV.

„Pogoń” z 12 września 1886

Byk

10 sierpnia 2009

ROZMAITOŚCI.

W „Dzienniku Polskim” czytamy bardzo zabawną pomyłkę w któréj kawaler za byka uchodzi.

Hrabia Z. z Galicyi kupiwszy pod Krakowem pięknego buchaja(*) polecił go zaraz do swoich dóbr odesłać o czem go też ze strony sprzedającego zapewniono, a ponieważ różne sprawunki miał do załatwienia w Krakowie, więc napisał taki list do ekonoma:

„Kupiłem młodego byka którego Panu posyłam, Proszę, go dobrze żywić i umieścić go w wygodnem miejscu.”

Równocześnie przyjął tenże hrabia w Krakowie młodego człowieka na buchaltera, który się miał udać niezwłocznie do jego dóbr.

O pisarzu ekonom wiedział, że ma lada dzień przybyć; ale buchaja wcale nie żądał, ani przed odjazdem hrabiego, nie było mowy o tém, więc się go też nie spodziewał.  Czytaj dalej…

Dowcipny gospodarz

10 sierpnia 2009

Dowcipny gospodarz.

Pewien obywatel w Krakowskiem, dla zabezpieczenia się w nocy od złodziei, wpadł na dowcipny pomysł; – wiesza on pod wieczór na drzewach koło domu kilka kawałków mięsa, co zwietrzywszy nie tylko dworskie ale i okoliczne psy, zbiegają się około żeru i ustawicznem szczekaniem trzymają złodziei w przyzwoitém oddaleniu.

„Zwiastun Górnoszlązki” z 28 kwietnia 1870

Dwa ogłoszenia

10 sierpnia 2009

„Hess. Schulzeitung” zamieszcza obok siebie dwa następujące ogłoszenia:

Z heskiéj „Sch. Ztg.”
Wakujące posady szkólne.

Wakujące posady szkólne.

Przez ustąpienie nauczyciela Geldmachera, otrzymującego emeryturę, zawakuje od 1 listopada b. r. w Afforden posada przy szkole. Normalne utrzymanie wynosi 800 marek oprócz wolnego mieszkania i opału (ewent. 90 m. na opał); z powodu jednak wypłacania emerytury ustępującemu, zamiast 800 marek wypłacane będą tylko 600 marek. Zdolni kandydaci i t. d.

Wildungen, 2 sierpnia 1887.
Zarząd szkoły.
Fresse.

Z kasselskiego „Tageblattu” i „Anzeigera”.

Od św. Marcina r. b. zawakuje posada pasterza krów i świń w połączeniu z nocném stróżowaniem; dochód roczny 700 do 800 marek. Kandydaci i t. d.

Bettenhausen, 14 lipca 1887.
Zarząd gminy.

„Kurjer Poznański” z 27 października 1889

Figiel krawca

10 sierpnia 2009

Figiel krawca.

Pewien krawiec paryzki wziął się na wyborny sposób, aby poznać klientów niewypłacalnych. Ogłosił w dziennikach, że bardzo bogata panna pragnie wyjść za mąż za przystojnego i dobrze urodzonego młodziana i żąda przysłania fotografii pod wskazanym adresem, oraz że podejmuje się spłacić długi kandydata, których sumę należy podać. Otrzymawszy moc fotografii, pomysłowy krawiec wie teraz na pierwszy rzut oka, komu z nieznanych gości ma odmawiać kredytu…

„Dziennik Kujawski” z 10 sierpnia 1895

Historia kaszanki

10 sierpnia 2009

Kiszka należała kiedyś do pokarmów zakazanych przez samego cesarza. Jedno z pism wiedeńskich, podając historyę kiszki, przypomina z tego powoda zabawny rozkaz cesarza bizantyńskiego Leona IV, panującego od roku 886 do 911. Monarcha ów wydał następujący reskrypt:

„Dowiedzieliśmy się, że ludzie wściekli się do tego stopnia, iż wlewają krew do flaków i wytwarzają w ten sposób nowy rodzaj potrawy. Ponieważ nie możemy się na to zgodzić, aby żarłoczność zohydzała honor naszego państwa, przeto rozkazujemy: ktokolwiekby żywił się taką obrzydliwością ma być obity i ogolony aż do skóry jak człowiek bez czci. Władze zaś, któreby pozwoliły na taką nikczemność, zapłacą za niedbalstwo swoje dziesięć funtów w złocie.

„Pogoń” z 4 lipca 1886

Jak pewien spryciarz najadł się do syta…

10 sierpnia 2009

Do jednej restauracji w Bydgoszczy wszedł okazały jegomość z trojgiem dzieci. Zajął miejsce przy stoliku i zamówiwszy sobie piwo, rzekł:

- Dziateczki moje, cobyście zjadły? Może po kotleciku?

- Dobrze, prosimy.

Jegomość zwrócił się więc do kelnera:

- Proszę trzy kotlety wieprzowe dla dzieci, a dla mnie dwa.

Wkrótce były już żądane kotlety.

- Teraz, moje dzieciu, zajadajcie smacznie.

Zjedzono kotlety, twarzyczki dzieci zarumieniły się, oczy nabrały blasku.

- A może jeszcze ciastek?

- O, bardzo prosimy.

- Proszę dzieciom ciastek, a mnie jeszcze piwo!

Wnet dzieci ochoczo zaczęły zajadać ciastka. Gdy gruby gość wypił drugie piwo, wstał i wziąwszy kapelusz, rzekł:

- Bądźcie dzieci grzeczne, ja tu zaraz wrócę, tylko kupię sobie cygara.

Po tych słowach poszedł.

Upłynęło pięć minut, kwadrans, pół godziny, a gość nie wraca.

Gospodarz, uwiadomiony przez kelnera, idzie do dzieci i pyta:

- Ależ coś bardzo długo siedzi wasz ojciec! Czemuż nie wraca?

- Nasz ojciec? Nie! Bawiłyśmy się tu na ulicy, aż przychodzi ten pan i mówi do nas: „Dzieci! czy będziecie jadły kotlety?” A my na to: „Będziemy!” A wtedy pan: „No to chodźcie do restauracji”. No i przyszłyśmy tutaj.

„Gazeta Bydgoska” z 9 października 1930

Jak polują koronowani

10 sierpnia 2009

Jak polują koronowani.

Zabawny epizod zdarzył się około r. 1850 u W. Księcia Heskiego, w Ingenheim. Bawił tam jako gość car Aleksander II. i brał udział w wybieraniu lisów z jam.

Gdy z jednej już sześć lisów wykopano, car bardzo uradowany rzekł do gospodarza: „No, dosyć już tego, siódmego nie będzie – i tak sześć z jednej jamy wybrać, to piękny rezultat”. Na to jeden z pobereżników, nisko się kłaniając, zawołał ku ogólnemu zdumieniu i wielkiej konsternacyi gospodarza: „Najjaśniejszy panie! Proszę poczekać, będzie jeszcze jeden tutaj, gdyż dziś rano 7 lisów do tej jamy wpuściliśmy, a nory były tak strzeżone, że uciec żaden nie mógł”.

„Łowiec” z 1 września 1904

List miłosny

10 sierpnia 2009

HUMORESKI.
List miłosny pana X. ze wsi do panny Z. w mieście.
Kochana panno Weroniko więc wedle naszego zaślubienia to i owszem bardzo się zgadzam zwłaszcza że wedle gospodarstwa sam jak palec będący, potrzebuję a tyż wedle opierunku bo czystość lubię.

Co panna pisze że lubi rechotanie żab po nocy to i owszem, u mnie błota nie brakuje i żabów a jakże a i księżyc jak się należy po pełni w całkowitym porządku świeci chyba, że go chmurami przykryje.

Panna Weronika chce, żebyśmy sobie liczyli bicie serca, nie mam nic przeciwko temu, jeno żem nie czasowy, bo w polu jest chmara roboty ale u nas jest jedna baba co się na medycynie zna prawie jak sam cerulik, więc ona będzie mogła pannie wygodzić.

Ryczenia bydła powracającego wieczorem z pola takoż nie chwalący się nie brakuje, bo mam tego kilkoro, a słowiki co o nich się panna odzywa ma się rozumieć, krzyczą bez wiosnę, żeby ich frybra zatłukła spać nie dają.

Więc jak panna Weronika widzi, wszystko jest w kompletności tylko proszę napisać kiedy nam przysłać furmankę na kolej po rzeczy i pannę, bo teraz mierzwa się wozi a na bałamuctwa niema czasu.

Kochający Sebastjan.

„Dziennik Kujawski” z 18 października 1893

Na poczcie

10 sierpnia 2009

Pewna wiejska kobieta prosi na poczcie inowrocławskiej o znaczek pocztowy. Urzędnik podaje i żąda pieniędzy. Na to wieśniaczka: „O laboga, trojaka mam zapłacić za taki mały kawałyszuszek papieru. Ady w księgarni Kujawskiej za 10 fen. dostanę 12 arkuszy dobrego papieru. Niech pan urzędnik mi spuści za 8 fen.” – nie dokończyła, gdyż urzędnik, dowiedziawszy się, o co chodzi, zamknął okno i znaczka nie dał. Kobieta rzekła: „U żyda to się można przynajmniej potargować, a tu na poczcie nie mają żadnego wyrozumienia. Jeżeli jesteście tacy hardzi, że z człowiekiem pomówić nie chcecie, to już tu więcej nie przyjdę. Może gdzieindziej mi taniej sprzedadzą bryfmarkę.”

Przy tej sposobności dodajemy, że nie mówi się „bryfmarka”, ale znaczek pocztowy. Przytoczyliśmy ów wyraz dla tego, że owa wieśniaczka tak mówiła.

„Dziennik Kujawski” z 16 czerwca 1894

Ofiara reklamy

10 sierpnia 2009

Ofiara reklamy.

Król Zulusów Cetewayo podczas pobytu swego w Londynie zamykał się często całymi dniami w swoim pokoju, co otoczenie jego mocno intrygowało. Nareszcie wyjaśniła się tajemnica tego odosobnienia. Nie była to choroba, ani zły humor, ani wreszcie praca umysłowa, wymagająca samotności, ale było to zajęcie się rzeczą niemożliwą do wykonania. Otóż czarny monarcha nie umiał wprawdzie czytać, ale za to miał doskonałe oczy, któremi studyował wszystkie znaki powywieszane po ulicach Londynu, a w które wierzył jak w ewangelię. Jeden z tych znaków, zawieszony nad składem mydła, wyobrażał wspaniałego murzyna, który się jakiemś specyalnem mydłem do połowy już na biało umył. Cetewayo bezwłocznie zakupił pół beczki tego specyfiku i odtąd zajęty był myciem się i przedzierzgnięciem się w Anglika. Całymi dniami więc przesiadywał w wannie i pilnie się nacierał zachwalonem mydłem, do czego wodzowie jego pomocnymi być mu musieli. Tarli go, tarli aż do krwi, aż nareszcie monarcha czarny z wściekłością zmiarkował, że znakom londyńskim wierzyć nie można, poprzysiągł też sobie, że odtąd nigdy nie da się już złapać.

Ileż to u nas takich Cetewayów, co choć szczycą się znajomością czytania a nawet do inteligencyi się liczą, dają się codziennie łapać Prof. Orlice, wiedeńskim bazarom rozdającym wszystko za darmo, Pain Expellerom, Matteim.

Pogoń z 10 grudnia 1882

Opowiadanie babuni

10 sierpnia 2009

OPOWIADANIE BABUNI
(WIZYA PRZYSZŁOŚCI)

Siwiuteńka babunia, ubrana niemodnie
Do skarbnicy swych wspomnień rozrzewniona sięga.
Zasłuchanych wnuczątek otacza ją wstęga,
l spogląda z czcią wielką na podarte spodnie:

- ” W tej parze starych spodni, co mole dziś karmi
Służył kiedyś wasz dziadek w austryackiej armii.
Lewą z nich nogawicę, z czerwonym wężykiem,
Zgubił biedak w odwrocie z bitwy pod Kraśnikiem,
Gdy uciekał walecznie jako lew… a prawą
Poronił w defenzywie czternastej nad Piawą”.

Zmilkła babcia. W zadumie strzęp ubrania trzyma.
Wnuki patrzą w krąg. Cisza. Zblakłemi oczyma
Spojrzał Geniusz przeszłości przez dziurę od spodni
I ognie pozapalał u wspomnień pochodni.

- „A z tej oto manierki, gaszącej pragnienie.
Winko wasz dziad pociągał, gdy służył przy trenie.
Potem znów przy piechocie u Karpat krawędzi
Pijał zdrów austryacką kawusię… z żołędzi.
Aż wreszcie, zasypując niebiosy wymówką
Rzeźwił się z niej czerpaną z rynsztoku deszczówką”.

Zmilkła babcia. Nabożnie łowiąc każde słowo
Słucha wnucząt gromada. Wkrąg cisza i znowu
Mglisty Geniusz przeszłości popatrzył ukosem.
Powąchał tą manierkę i pokręcił nosem.

- „Oto bluzka z papieru, wiórów i pokrzywy,
Służyła mu przez zimowe cztery ofenzywy.
A tym zasię bagnetem, co go rdza dziś szczerbi,
Bohater w tył był ranion przez powstańca z Serbii.
Widzisz gwiazdki kaprala? za pięć lat wojenki
Otrzymał je dziadunio z Najjaśniejszej ręki”.

Zmilkła babcia. Cień jakiś się snuje po ścianie.
Wkrąg cisza. Wnuki szepcą: „Wieczne spoczywanie
Racz dać mu”… W niebo płynie modlitwa podniosła
Za dziadunia, wielkiego żołnierza i… osła.

Mieczyław Jagoszewski

„Szczutek” z 1 czerwca 1919 

« Poprzednia stronaNastępna strona »