Wpisy otagowane jako śmieszne

Przygoda burmistrza, który nie lubi czytać

10 sierpnia 2009

Przygoda burmistrza, który nie lubi czytać.

Na Śląsku niemieckim istnieje gmina Jarischau. Gmina, jak gmina, nie odznacza się niczem szczególnem z wyjątkiem burmistrza, który nie lubi czytać. „Kawałków” nie czyta lecz podpisuje, jak to się mówi na ślepo. I szłoby wszystko dobrze, gdyby nie złośliwy inspektor gospodarczy okręgu, który przedłożył pewnego dnia burmistrzowi do podpisu akt następującej treści:

„Jestem największym osłem w całem Jarischau, co niniejszem potwierdzam urzędowo”. Pan burmistrz podpisał i przyłożył nawet dla tem większej powagi pieczęć gminną, a gdy się wreszcie dowidział, o co idzie, ku ogólnej wesołości mieszkańców gminy, zaskarżył figlarza do Sądu.

Sędziowie, też ludzie – uśmiali się niezgorzej, niemniej jednak skazali dowcipnisia na 100 marek grzywny.

„Gazeta Pleszewska” z 21 września 1930

Przygoda pijaczki

10 sierpnia 2009

Przygoda pijaczki.

Jakaś kumoszka z okolicy tak sobie niedawno podochociła, napiwszy się słodkiego żydowskiego likierku, iż całkiem odurzona usiadła na progu przed szynkownią, by zaczerpnąć świeżego powietrza i przyjść znów do siebie. Uchwyciwszy głowę w obie dłonie, mruczała niezrozumiałe wyrazy, wykręcając usta na wszystkie strony. Przy tem zaszło coś takiego, o czem trudno pisać, gdyż niegodziwa wódeczka pragnęła sama tylko w żołądku zamieszkać. Okropnie też pijaczka wyglądała. Przypatrywał jej się leżący obok wielki pies i nie wiem, czy z litości, czy też zapachem przynęcony, dość, iż bez ceremonii zbliżył się z boku do kumoszki i… zaczął ją lizać. Odurzonej kumoszce zdawało się, iż ją znajomy kumotr całuje, dla tego bełkotała: „Oj! oj! kumotrze nie całujcie mnie tak, bo jak mój stary zobaczy, to się rozgniewa. Przypatrywało się temu z przeciwka kilku młodych ludzi i dziwić im się nie można, iż za boki się chwytali od śmiechu. Pies po chwili położył się napowrót pod ścianę, a kumoszka, wysapawszy się jeszcze chwileczkę, poszła szukać niegrzecznego kumotra. Jest to prawdziwe zdarzenie, które niedawno zaszło w Inowrocławiu. Księża upominają na kazaniach, Dzień. Kujawski rznie pijakom słowa prawdy, a pijacy… niestety ! także pijaczki uczęszczają do żydowskich szynków, tracąc majątek i zdrowie. Wódka to nasz wróg największy.

„Dziennik Kujawski” z 29 czerwca 1894 (Inowrocław)

Przygoda właściciela gazety

10 sierpnia 2009

Niemiła rzecz zdarzyła się niejakiemu Emilowi Thieme w Kaiserslautern, właścicielowi gazety niemieckiej, kłaniającej się Bismarckowi aż do nóg. Przed urodzinami Bismarcka nadesłał mu ktoś wiersz na cześć byłego kanclerza z prośbą, aby go w swej gazecie ogłosił. Wiersz nie był wiele wart, lecz Thieme go przyjął i ogłosił. W tem przybiega do niego pewien znajomy i woła: „Coś uczynił ? Przeczytaj tylko pierwsze litery wiersza, z góry na dół!” P. Thieme czyta i co przeczytał? Oto pierwsze litery każdego wiersza, czytane z góry na dół, składały takie zdanie: „Emil Thieme jest największym osłem w Kaiserslautern.” Figiel się, udał, a p. Thieme rwał sobie włosy z brody z gniewu, ze tak ze siebie zakpić pozwolił.

„Dziennik Kujawski” z 11 kwietnia 1895

Romans telegraficzny

10 sierpnia 2009

Romans telegraficzny.

Ekspedytorka pocztowa w X… zakochała się zapewne przez intuicję, w ładnym telegrafiście z innego biura, który gorącemi oświadczeniami zarzucał piękną ekspedytorkę.

Mnóstwo listów wymieniali z zapałem i pogrążeni byli w bezdennej szczęśliwości.

To im wystarczyło czas pewien, znajdując jednak, że przez listy bardzo wolno mogą zamieniać swoje uczucia, postanowili wziąść od aparatu Morsa to, czego pospolita poczta dać im nie mogła.

Każdego wieczora, o godzinie, w której biuro zamykało się dla publiczności, otwierało się dla zakochanych, którzy korzystali z niego, w całem znaczeniu tego wyrazu.

Tak zajęci byli sobą, że pewnego dnia, w upojeniu szczęścia, zakochany telegrafista, zapomniał odjąć przyrząd do wypisywania telegramów.

Cała rozmowa podpadła pod oczy naczelnika, który się zadziwił niezmiernie, przeczytawszy od pierwszego rzutu oka kilka namiętnych frazesów.

Jako sumienny naczelnik nic nie powiedział, ale postanowił ukarać podwładnego urzędnika.

Pewnego wieczora kiedy naczelnik został sam w biurze czule wezwał piękną ekspedytorkę, która odpowiedziała mu w tym samym tonie.

Rozmowa się rozpoczęła, a naczelnik o poprzedniej dobrze będąc poinformowany, wiedział więc od czego zacząć i ekspedytorka, nie domyślając się, odpowiada mu tak, jak odpowiadała zwykle zakochanemu.

Rozmowa zakończyła się tysiącznymi pocałunkami i życzeniami słodkich snów i dobrej nocy…

Nazajutrz gdy ekspedytorka zostająca jeszcze pod wpływem wczorajszej rozmowy, wzięła się do swojej codziennej pracy, znalazła pod swoim adresem list, który zawierał, ni mniej ni więcej, tylko rachunek na 32 złotych reńskich. 25 centów., za telegram składający się z dwustu dziewięćdziesięciu dwóch wyrazów.

Naczelnik spełnił swój obowiązek.

Nie wiemy kto zapłacił rachunek – czy młody telegrafista, czy też potrącono go ekspedytorze z jej miesięcznej pensyi, prawdopodobnie to ostatnie, bo łatwo się jest kochać, ale płacić za kochanie trochę trudniej, zwłaszcza urzędnikom z poczty i telegrafu.

„Unia” z 12 czerwca 1887

Roztargniony speaker radiowy

10 sierpnia 2009

Roztargniony speaker radiowy.

Jeżeli nie uziemiony faktycznie, to w każdym razie symbolicznie. Proszę sobie wyobrazić speakera niewielkiej stacji nadawczej w Australii, który późnym wieczorem zapomina zamknąć mikrofon, szeroko ziewa i oświadcza z rozbrajającą szczerością:

- No, Bogu dzięki, uwolniłem się od tych niemiłych bałwanów aż do jutra!

Może gdzie indziej na speakera podano by liczne skargi, a jeszcze gdzie indziej przysłano by mu równie licznych sekundantów. Ale Anglicy mają humor. Więc zarząd radiostacji otrzymał mnóstwo listów gratulujących, stwierdzających, że szczerość speakera wszystkich ubawiła, i że przykro by było radiosłuchaczom, gdyby z tego powodu miał jakiekolwiek przykrości.

„Dziennik Ostrowski” z 21 maja 1939

Skuteczny sposób uczenia muzyki

10 sierpnia 2009

Skuteczny sposób uczenia muzyki.

Stary dyrektor muzyki Sci……, zmarły w roku 1846 w Gn., był w roku 1813 w Poznaniu naocznym świadkiem następującéj sceny. Znajdując się niedaleko budynku rejencyjnego, słyszał w tymże muzykę dętą wojskową i często razem z tą podobny głos, jak gdyby kto wytrzepywał kurz ze sukien. Wyszedłszy na podwórze owego budynku miał widok następujący. Dyrygent kapeli jednego pułku rosyjskiego, przebywającego wtenczas właśnie w Poznaniu, ćwiczył muzyków swych, stojących naokoło mistrza swego, a za każdym muzykiem stał żołnierz rosyjski z kijem. Kiedy który muzyk zmylił takt lub ton, wtedy dyrektor muzyki z największą spokojnością pokazał tylko palcem na niego, a zasobnik winowajcy podał mu natychmiast takt i ton na plecach w sposób niezawodnie dotkliwy. Może przyjdzie téż któremu praktykowi moskiewskiemu na myśl, wprowadzić tę metodę w szkołach ludowych w celu uczenia dzieci czytania w czasie jaknajkrótszym.

„Zwiastun Górnoszlązki” 30 września 1869

Wiejski „Bismarck” galicyjski

10 sierpnia 2009

Wiejski „Bismarck” galicyjski.

Następujące świadectwo moralności wystawiła pewna zwierzchność gminna w Galicyi:

Zwierzchność poświadcza niniejszem, iż Sz… U… prowadził i prowadzi życie swoje łajdacze, a mianowicie jest wielkim pijakiem, nałogowym rozbijakiem, bardzo niebezpiecznym w gminie, bo przed S. U. zwierzchność gminna nic nie może, ani kontroli prowadzić na straż nocną z obawy o swoje życie, bo S. U. lada chwila może zastąpić na drodze i życie zwierzchności gminnej odebrać, gdyż jest on do tego przyzwyczajony i to tak dalece, że on się nikogo nie lęka i nie boi, kościół to jego niewolnica, ale za to karczma to jego radość i wesele, a w karczmie to ryczy na każdego, jakoby ten lew ryczący, i trzęsie gminą jak niegdyś Bismarck całą Europę trząsł, i można prawdę powiedzieć, że S. U. nie wart, że żyje na świecie i imię chrześcijanina na sobie nosi.

„Dziennik Ostrowski” z 3 października 1894

Złośliwe figle anonimowego kawalarza

10 sierpnia 2009

Złośliwe figle anonimowego kawalarza.

Jak donosi nasz korespondent warszawski, jednemu z kupców stołecznych p. Miecznikowi (Marszałkowska 44) urządził jakiś anonimowy dowcipniś serję przykrych kawałów. Pewnego dnia w pismach ukazało się ogłoszenie, że p. Miecznik poszukuje do nowoutworzonego przedsiębiorstwa buchalterów, stenotypistek, kopistów, korespondentów i t. p. W rezultacie do p. Miecznika zgłosiło się kilkaset osób, którym przerażony kupiec musiał tłumaczyć, że padł ofiarą żartu. Następnego dnia pojawił się anons, wzywający szoferów do zgłaszania się u p. Miecznika na dobrą posadę, później, że p. M. ma zamiar oddać używalność kuchni wzamian za obsługę, a wreszcie, że poszukuje młodej i przystojnej damy do towarzystwa. Na każde z tych ogłoszeń zjawiały się u p. Miecznika legjony poszukujących pracy, tak, że ostatecznie zdenerwowany kupiec oddał sprawę w ręce wydziału śledczego.

(Z.)

„Dziennik Poznański” z 14 sierpnia 1930

Zabawy z dzwonkiem

10 sierpnia 2009

(W Baltimore) do mieszkania jednéj Pani prowadził dzwonek za pociągnięciem którego, gdy ją kto chciał odwiedzić, otwierały się drzwi. Chłopcy uliczniki naprzykrzali jéj się ustawicznie dzwonieniem, po którém uciekali i zawsze napróźno drzwi otwierano. To Pani chcąc temu zaradzić kazała urządzić w ten sposób ten dzwonek że za pociągnięciem tegoż wylewał się kubeł wody na głowę pociągającego. Gdy to urządzenie uskuteczniono – pierwszym był Pastor, który chciał ją odwiedzić, i chrzest taki niespodzianie odebrał.

„Zwiastun Górnoszlązki” z 11 lipca 1872

Amerykański przemysł

28 lipca 2009

Amerykański przemysł.

W Nowym Yorku żyje sobie zwykle w podwórzu w sklepie pewien Jankes, który się w ten sposób utrzymuje. W nocy o godzinie 11. wyprowadza dwóch kotów, ściska im kleszczami ogony, przywięzuje do kotów sznurki i ciągnąc takowe drażni je. Koty wyprawiają przez całą noc straszliwą muzykę. Mieszkańcy, służące, rzemieślnicy, urzędnicy, budzą się z snu, i co im w rękę wpadnie, rzucają na kotów, żeby je spłoszyć. Każdego poranku 20 kroków na około przywiązanych kotów znajduje Jankes rozmaite rzeczy: stare bóty(*), pantofle, klucze, kawały żelaza, czasami marmurki, figurki gipsowe, skorupy gliniane, czasami rądle(*), kartofle, jabłka, gruszki. Wszystko to zbiera i sprzedaje, z czego ma niezgorszy dochód, za który się utrzymuje.

„Zwiastun Górnoszlązki” z 31 października 1872

(*) tak w oryginale

Psy i pieniądze

28 lipca 2009

Zabawną przygodę opowiada jeden z dzienników belgijskich: Towarzystwo myśliwych, wracając z polowania, wstąpiło na śniadanie do kawiarni w Saint-Mandé. Posiliwszy się, jeden z myśliwych p. M. X. wyjął z pugilaresu bilet 100 frankowy, i chcąc go podać kelnerowi, upuścił go we filiżankę pełną kawy swego sąsiada. Ten wydobywa kosztowny papier z swej filiżanki i przed oddaniem kelnerowi otrząsa go z kawy, którą był przesiąkły. W tejże chwili wysuwa się spod stołu pies trzeciego gościa, amator – jak się zdaje – kawy, chwyta niespodzianie przesiąkły nią papier i połyka go. – Można sobie wyobrazić zdumienie zgromadzonych, a potem dysputę ożywioną, której rezultatem było, że właściciel stufrankówki, jako też właściciel psa udali się do biura komisarza policyi. Pan X. zażądał śmierci pieska, aby mógł z jego żołądka wydobyć stracony papier, ale właściciel psa, utrzymując, że jego „toutou” wart przeszło 100 franków, nie chciał przystać na tego rodzaju kompensatę. Wśród takich okoliczności komisarz bardzo rozsądnie radził obu panom udać się przed sędziego, iżby sprawę zbadano i rozstrzygnięto.

„Dziennik Kujawski” z 14 stycznia 1894

 



Pies wygrał 20.000 złotych

W pewnej kolekturze gdyńskiej kupowali jacyś państwo los. Nie mogąc się zdecydować na wybór numeru, polecili rozwiązanie tego zagadnienia swemu… psu. Istotnie wilczur ku uciesze zgromadzonych – wybrał los. Okazało się, że ów wilczur miał prawdziwe „psie szczęście”, bo na los przez niego wybrany padło 20 tys. zł.

„Dziennik Ostrowski” z 20 marca 1938

Ślabowane portki posła Noska

26 lipca 2009

Ślabowane portki posła Noska z Piasta.

Włościanin Wielkopolski pisze nam: Byłemu posłowi Noskowi – prezesowi Piasta na Wielkopolskę wydarzył się dnia 28 sierpnia br. na zebraniu w Lenartowicach komiczny wypadek.

Oto poseł Nosek zaczął odczytywać wywiad z Marszałkiem Piłsudskim. Gdy doszedł do ustępu o „ślabowanych portkach posłów”, rozpiął nagle zarzutkę i powiedział: Patrzcie jak Marszałek Piłsudski kłamie, patrzcie dobrze, czy mam rozpięte portki? i o dziwo portki byłego pana posła były rzeczywiście rozpięte a uczestnicy zebrania ryknęli potężnym śmiechem. Gdy się poseł obejrzał, zaniemiał zupełnie i szybko zakończył zebranie.

A więc ślabowane portki posłów to nie bujda to prawda, bo panowie posłowie pociągając często z kieliszka zapominają o zapięciu portek. I takich posłów miał Sejm. Tylko wstyd i hańbę przynoszą ludowi.

(A może byłego p. posła posądzamy tutaj za dużo, gdyż możliwem, że on stale hołduje przysłowiu „że gdy konik już nie bryka, to się furtki nie zamyka.” Przyp. Red.)

„Gazeta Pleszewska” z 7 września 1930

Łyżeczki do herbaty z dziurkami

26 lipca 2009

Łyżeczki do herbaty z dziurkami
Niezwykły pomysł walki ze złodziejstwem w Odesie

Czego, jak czego, ale pomysłów nie brak sowieckim dygnitarzom. Niektóre z tych pomysłów doprawdy zasługują na przekazanie potomności jako kapitalne curiozum. Oto ostatnio „Prawda” moskiewska z najlepszą miną podała wiadomość, że w bufetach kolejowych zarówno w Odesie jak i na wszystkich stacjach wprowadzono do użytku łyżeczki do herbaty z dziurkami, przyczem w tym celu poprostu przedziurawiono wszystkie łyżeczki. Ten oryginalny sposób zastosowano z konieczności, ponieważ nie umiano sobie poradzić z masowemi kradzieżami łyżeczek przez podróżnych pijących w bufetach herbatę. Sposób okazał się skutecznym: obecnie nikt nie kradnie łyżeczek. No bo i cóż za korzyść z przedziurawionej łyżki.

„Dziennik Poznański” z 7 sierpnia 1930

Wojny nie będzie! a w wojnie nerwów zwyciężymy

26 lipca 2009

Wojny nie będzie!
a w wojnie nerwów zwyciężymy – twierdzi ponownie jasnowidz Ossowiecki

WARSZAWA. 5. VII. (tel. wł.) Stefan Ossowiecki, znany warszawski jasnowidz, udzielił „Kurierowi Czerwonemu” wywiadu. W wywiadzie tym oświadczył on między innymi:

Nie będzie wojny. Stanowczo to twierdzę. Mówiłem to już w swojej przepowiedni na bieżący rok i powtarzam raz jeszcze z całym przekonaniem. Istnieje wojna nerwów, wojna psychologiczna, która trwa i ciągnąć się będzie jeszcze jakiś czas, ale i w tej wojnie nasi przeciwnicy ustąpią. Zwyciężymy na całej linii.

(M)

„Dziennik Ostrowski” z 6 lipca 1939

Armata na ośle

26 lipca 2009

Pyszny pomysł

Zaledwie przebrzmiały wieści o nadzwyczajnych rezultatach, otrzymanych w Ameryce przez dynamitowe działa, aliści dochodzi wiadomość o nowym pomyśle, którego ojczyzną tym razem jest Anglia. W strzelnicy artyleryi pod Woolwich odbywano świeżo próby z armatami górskiemi, jak wiadomo, przewożonemi w czasie kampanii na grzbietach mułów lub osłów i ustawianemi następnie, w razie potrzeby, na daném miejscu. Otóż jeden z członków komisyi próbnéj zapragnął przekonać się, czyby armat, bez żmudnego stawiania ich na ziemi, wprost z grzbietu zwierząt użyć się nie dało. Żądanie członka, mimo ożywionego sporu, utrzymało się, przeznaczono zatém na próbę armatę, złożoną na grzbiecie osła, któréj lufa opuściła się w tył zwierzęcia. Osieł na razie zachował się najspokojniéj i bez oporu zezwolił na wycelowanie armaty. I już wszyscy pewnymi byli dobrego strzału, aliści w chwili, w któréj lont zapalono, osieł zaczął się kręcić, a następnie wierzgając, galopować po placu na wszystkie strony, wywijając morderczą częścią ciała. Tableau! Wśród obecnych powstał popłoch nie do opisania, nie zważając na kopyta ośle, co żyło pokładało się na placu z bijącem sercem, wyczekując strzału. Nareszcie strzał padł szczęśliwie, nikomu nie czyniąc krzywdy, raz na zawsze stwierdzając, że niebezpiecznie jest osłów w armaty uzbrajać.

„Kurjer Poznański” z 5 listopada 1889

« Poprzednia stronaNastępna strona »